piątek, 11 kwietnia 2014

Koniec.

To koniec tego opowiadania. Nie napiszę już więcej. Czuję, że się wypaliłam. Raz na zawsze. Tyle razy próbowałam zaczynać od nowa, ale czy to ma sens?
Serdecznie przepraszam tych, którzy czytali. Wiem, że zawaliłam po całej linii, ale musicie zrozumieć i uszanować moją decyzję. Chciałabym Wam podziękować za to, że ze mną byliście ze mną, wspieraliście mnie, wierzyliście we mnie.
Dziękuję za wszystko.

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 24

 -Um, jasne. – odpowiedziała szatynka cicho i momentalnie zerwała się z łóżka, kierując się schodami na dół do kuchni.
John spojrzał na Harry’ego.
  -Coś się stało? – zapytał chłopaka. Tak naprawdę sądził, że tak właśnie było. Przecież ta dwójka kiedykolwiek by się na nich nie spojrzało, uśmiechała się i cieszyła życiem. A teraz, kiedy mężczyzna wszedł do jej pokoju, wyglądała na przygnębioną. John musiał się dowiedzieć, dlaczego. Inaczej cały czas by o tym myślał.
  -Nie… bynajmniej ja o niczym nie wiem. – odparł chłopak. Nie powiedział mu, że przerwał im w momencie, kiedy Ivy chciała coś powiedzieć. Była możliwość, że dziewczyna nie chciała, żeby John dowiedział się o tym, o czym on miał się przed chwilą dowiedzieć.
  -W porządku. – odparł mężczyzna niepewnie. Nie był do końca przekonany co do tego, co powiedział Harry, ale sądził, że gdyby bardziej dopytywał, pogorszyłby sprawę. Przecież gdyby coś faktycznie się działo, to dowiedziałby się o tym jako pierwszy, prawda? Nie było potrzeby zamartwiania się takimi szczegółami. Pewnie Ivy była po prostu zmęczona.
Chwilę później w pokoju pojawiła się również dziewczyna.
  -Wszystko ustawiłam, za jakieś piętnaście minut będzie gotowe. – powiedziała, co John zatwierdził tylko kiwnięciem głowy. Następnie wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
Harry poklepał miejsce obok siebie, więc Ivy tam usiadła. Wziął jej obie ręce w swoje i spojrzał jej w oczy.
  -Kochanie, wszystko w porządku? Powiedz to, co miałaś powiedzieć. – odparł delikatnie i ścisnął jej dłonie.
Jak jeszcze pięć minut temu dziewczyna miała odwagę, żeby wyjawić mu swój sekret, tak teraz poczuła, że nie jest to odpowiedni moment. Za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Nie była jeszcze gotowa.
  -Nie, już jest okej. – uśmiechnęła się delikatnie, żeby przykryć zdenerwowanie. – w sumie to nawet nie było takie ważne.
  -Na pewno? Wiesz przecież, że mi możesz wszystko powiedzieć.
  -Na pewno. – zapewniła, następnie nachyliła się do niego i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Momentalnie poczuła się dobrze. Tak, jakby była we właściwym miejscu o właściwym czasie.
Chwilę później odsunęła od niego swoją głowę i po prostu wtuliła się w jego ramiona. Nie chciała teraz o niczym rozmawiać. Pragnęła poleżeć w ciszy, nie przejmując się niczym. Po prostu leżeć razem z Harrym. Nie potrzebowała niczego, kiedy miała jego. On był jej wszystkim.
Kiedy leżeli w błogiej ciszy, zadzwonił telefon. Chłopak z początku nie chciał odbierać, twierdząc, że pewnie znowu dzwoni Simon, ale Ivy poprosiła go, żeby to zrobił. Kiedy wyciągnął komórkę z kieszeni, a na wyświetlaczu widniało imię jego najlepszego przyjaciela, uśmiechnął się szeroko.
  -Mógłbyś mi z łaski swojej powiedzieć, gdzie jesteś? Stoimy pod twoim domem już od jakiegoś czasu. Pytałem Anne, ale usłyszałem tylko, że nie ma pojęcia.
  -Również miło cię słyszeć, Louis. – odparł Harry.
  -Tak, tak… To… gdzie jesteś? – wypytywał zaciekawiony.
  -U Ivy… Ale zaraz, co wy robicie pod moim domem?! Przecież trasa właśnie trwa.
  -Tak, ale Londyn też należy do tej trasy. A z racji tego, że przyjechaliśmy trochę wcześniej i koncert mamy dopiero jutro, to stwierdziliśmy, że cię odwiedzimy. – powiedział podekscytowany. – Więc nie wiem, jak to zrobisz, ale za dwadzieścia minut cię widzę! To do zobaczenia! – rozłączył się, zanim Harry zdążył powiedzieć chociażby słowo.
Westchnął głośno.
Jasne, chciał zobaczyć przyjaciół, ale nie mógł teraz zostawić Ivy. Niedawno przyjechał. Miał tylko jedno wyjście.
  -Chciałabyś poznać chłopaków z zespołu? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna podniosła głowę i również się uśmiechnęła.
  -Jasne, czemu nie. – odparła.
       *
Przejazd do domu Harry’ego nie zajął im dużo. Zaskakująco mało samochodów krążyło teraz ulicami, więc nie minął nawet wyznaczony przez Louisa czas, a znaleźli się pod bramą wjazdową do domu Stylesa. Ivy cały czas wypytywała go, co będzie, jak chłopcy jej nie polubią. Harry uważał, że to niemożliwe, bo była tak kochaną osobą, ale sam fakt, że ona tak się denerwowała powodował uśmiech na jego twarzy. Collins po prostu chciała wypaść jak najlepiej przed jego przyjaciółmi. Ale on wiedział, że dziewczyna nie ma się czym przejmować. Na pewno wyjdzie idealnie.
 Podjechali po sam dom, momentalnie pod samochód podbiegła czwórka z zespołu. Na ich twarzach malowało się podekscytowanie. Kiedy Harry i Ivy wysiedli z auta, reszta nieco się zdziwiła na przyjazd dziewczyny. Jednak zaskoczenie nie trwało długo. Już sekundę później każdy z nich podszedł do niej i przywitał się, mówiąc przy tym swoje imię. Prawdę mówiąc to nie musieli tego robić, bo chcąc nie chcąc, Collins znała ich imiona z telewizji czy młodzieżowych czasopism. Ale teraz byli tu prywatnie, nie służbowo, więc pewnie nie było to dla nich nic dziwnego.
  -Harry mówił, że jesteś ładna, ale nie sądziłem, że aż tak. – powiedział Louis, na co Ivy się zaśmiała.
  -Tomlinson, zwolnij. Pamiętaj, jesteś z Eleanor. – odparł w żartach Liam.
  -Co dzieje się w domu Styles’ów, zostaje w domu Styles’ów. - Louis poruszył brwiami. – Dobra, już nic nie mówię, bo zaraz zostanę ofiarą morderstwa popełnionego przez Harry’ego. – powiedział skruszony, wszyscy się zaśmiali.
  -To co, może chodźcie do ogrodu? – zaproponował Styles.
Cała szóstka ruszyła w wyznaczone miejsce. Kiedy już się tam znaleźli, pozajmowali poszczególne miejsca na hamakach czy leżakach.
  -Jak tam trasa? – zapytał Harry. Bardzo go to ciekawiło.
  -Genialnie jest! – wykrzyknął Niall. – chyba jeszcze nigdy nie jadłem tyle dobrego jedzenia. Człowieku, żebyś ty wiedział jakie dobre rzeczy mają we Włoszech! A ta ich pizza! Kocham ten kraj, naprawdę!
  -Pytałem o fanów i koncerty, ale twoje informacje są również bardzo, bardzo przydatne. – powiedział Styles z uśmiechem.
  -Słyszeliśmy, że Simon do ciebie dzwonił. – zaczął Zayn.
  -Tak, szczerze powiedziawszy ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. – westchnął Harry na wspomnienie dzisiejszego ranka.
  -O co mu tak dokładniej chodziło? Bo nam powiedział, że jesteś uparty i że sodówka uderzyła ci już do głowy. Oczywiście w to nie wierzymy, ale chcielibyśmy wiedzieć o co poszło, skoro wyjechał z takimi zarzutami.
  -Głównie to miał pretensje o to, że wychodzę z domu. Rozumiecie to? Cała rozmowa opierała się na tym, że nie powinienem tego robić, bo nie tak ustaliliśmy. Okej, wiem, że trzeba coś wymyślić, żeby nie mówić fanom i wszystkim innym prawdy, ale do cholery za kogo on się uważa, żeby mówić mi z kim i gdzie nie mogę wychodzić!
  -Co masz na myśli mówiąc z kim? – zapytał Niall.
  -Stwierdził, że nie powinienem wychodzić z Ivy. Ale to już zamknięty temat, nawet nie przemknęło mi to przez myśl, żeby podporządkować się do tej prośby.
Collins momentalnie posmutniała. Czy to tak naprawdę wygląda? Czy ktoś jest zły o to, że spędza czas z Harrym? Może powinni przestać się spotykać na jakiś czas? Dla dobra jego kariery.
Chłopak chyba zauważył, że dziewczyna zmarkotniała trochę po jego słowach, więc chwycił ją za rękę i ścisnął ją, chcąc dać jej znak, że jest przy niej. Zawsze tak robił.
  -Nie ma mowy, Ivy. – szepnął cicho. Tak, aby tylko ona mogła usłyszeć. Chyba podejrzewał, o czym myślała. Na jego słowa uśmiechnęła się delikatnie.
  -Odbija mu, bo staje się najbardziej krytykowaną osobą w Wielkiej Brytanii. Chce, żeby każdy mu się podporządkowywał, nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może się mu kiedyś sprzeciwić. Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tym zbytnio. Simon jak to Simon, obrazi się na trochę, ale potem już jest w porządku. – powiedział Louis
  -Wiesz, nie sądzę, żeby tym razem również było tak łatwo. – westchnął Harry.
  -Dlaczego niby?
  -Powiedziałem mu, że nie mam zamiaru przedłużać kontraktu.
  -CO? – zapytał Tomlinson, robiąc przysłowiowego „karpia”.
 Harry przygryzł wargę.
Dopiero teraz zorientował się, że mógł tego nie mówić. Niepotrzebnie martwił tylko kumpli z zespołu. Jednak kto inni jak nie oni zrozumie go w tej sytuacji?
  -Tak. Nie wiem, czemu to powiedziałem. To pierwsze przyszło mi na myśl. Nie wiem, co tak naprawdę zrobię. Nie myślę o tym. Po prostu nie jestem stuprocentowo pewny tego, co będzie za dwa miesiące. – odparł Styles. Reszta One Direction popatrzyła po sobie.
  -Szanujemy każdą twoją decyzję, Harry. Wiesz o tym. Ale proszę cię, pomyśl o tym jeszcze, w porządku? – poprosił Liam.
  -Jasne.
Przez chwilę panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Jednak nie była to niezręczna cisza. Po prostu tak było im w tej chwili wygodnie. Odpoczywali.
 Po jakimś czasie odezwał się Zayn.
  -Wiesz, ostatnio coraz częściej rozmawiamy o tym, co będziemy robić kiedy skończy się pierwsza część trasy. Będzie już listopad, nie za fajna pogoda tu, w Londynie. Jednak myśleliśmy o tym, żeby wszyscy razem pojechać na Bahamy. Ivy też będzie mogła jechać, bo bierzemy Perrie i Eleanor. Będzie fajnie! Co ty na to? – zapytał.
Harry nie zastanawiał się za długo. To był genialny pomysł! Mogli wtedy spędzić trochę czasu razem, a Ivy będzie mogła poznać dziewczyny.
  -Jasne! – wykrzyknął. – Ivy, zgadzasz się?
Zwrócił się do Collins. Zauważył, że jest wpatrzona w jakiś punkt w oddali a po jej policzku spływała łza. Bardzo go to zszokowało, przecież nie stało się nic, co mogłoby ją urazić.
  -Hej, kochanie. Co jest? Powiedziałem coś nie tak? – zapytał z troską w głosie.
Dziewczyna dopiero teraz spojrzała na niego.
  -Wszystko jest nie tak. – wyszeptała i zerwała się z hamaka, na którym obaj siedzieli. Pobiegła gdzieś w stronę bramy wejściowej.
Harry długo się nie zastanawiał. Musiał dowiedzieć się, co się stało. Przecież Ivy nie płakała tak bez powodu. Ruszył biegiem w jej stronę. Dogonił ją tuż przed bramą wjazdową.
Chwycił ją za rękę i szarpnął, żeby odwrócić ją w jego stronę. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
  -Co się stało? Błagam, powiedz mi. Chodzi o to, że nie chcesz jechać? Jeśli tak, to powiedz, nic nie szkodzi. Zostaniemy w domu, jeśli tylko chcesz. Ale powiedz. Po prostu powiedz.
  -Nie chodzi o to, że nie chcę jechać. – szepnęła. – Ja nie będę mogła jechać.
  -Jak to nie będziesz mogła? Chodzi o pieniądze? Spokojnie, ja funduję ten wyjazd. – powiedział szybko.
  -Nie, nie chodzi o to. Ja… Harry, ja jestem chora.
  -Spokojnie, ten wyjazd jest za prawie cztery miesiące, żadna choroba nie trwa tak długo, zdążysz się wyleczyć. – uśmiechnął się do niej.
  -Nie, Harry, nie rozumiesz. Jestem chora. – zaakcentowała każde słowo.
I wtedy to do niego dotarło.
  -Ale…
  -Zostały mi dwa miesiące życia.

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 23

        Harry siedział w swoim wielkim ogrodzie, jego myśli krążyły po jego głowie z prędkością światła. Cały czas rozpamiętywał zeszły wieczór, kiedy stało się to, na co od niedawna tak bardzo czekał. Pocałował Ivy. I podobało mu się, nawet bardzo… Co tam! To była najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mu się w całym jego życiu. Bo wreszcie miał kogoś, przy kim czuł się dobrze i swobodnie, kogoś, kto nie spędzał z nim czasu tylko dlatego, że jego nazwisko widniało na szczycie listy najbogatszych Brytyjczyków. Znalazł szczęście, jedyne, najprawdziwsze, które już nigdy nie miało mu być odebrane, nie pozwoliłby na to!
  Dzisiaj się spotykali. Jednak tym razem nie był to jego dom, ale mieszkanie Johna. Ivy poprosiła go, czy wyjątkowo nie mogliby się tam umówić. Nie wiedział skąd ta nagła zmiana planów, ale szczerze nie interesowało go to. Najważniejsze, że mógł ją zobaczyć, porozmawiać o wszystkim a zarazem o niczym. To było najpiękniejsze.
 Podsumowując ostatnie kilka dni, wszystko się zmieniło. Ludzie, z którymi na początku lata miał najgorsze relacje, teraz stali się mu bliscy. Jego mama, potem Ivy… To w sumie dzięki niej. To ona nauczyła go, że chwilę są ulotne, że trzeba przebaczać i że warto zaryzykować. Kiedyś nie sądził, żeby jego relacje z matką mogłyby być tak dobre. Sądził, że nic już się nie zmieni. Nawet miał już plan opuszczenia Londynu po odbywającej się właśnie trasie. Ale teraz już nie musi. Bo wszystko jest okej i będzie okej. Wiedział to.
 Kiedy tylko wyszedł z ogrodu z zamiarem skierowania się do auta, jego mama go zatrzymała. Nie podobało mu się to, chciał się jak najszybciej znaleźć w domu Johna. Jednak musiał zachować się dojrzale, jak „nowy” Harry, którym przecież był.
  -Gdzie byłeś? Simon do ciebie dzwonił, prosił, żebyś jak najszybciej do niego oddzwonił. – powiedziała Anne i podała mu jego telefon do ręki.
Cóż, najwidoczniej nie miał wyboru. Wybrał numer Cowella i wsłuchiwał się w piosenkę lecącą podczas oczekiwanie na połączenie.
  -Ktoś tu jest chyba sekretnym Belieberem. – Harry uśmiechnął się słysząc Beauty and a Beat jako piosenkę lecącą w oczekiwaniu na połączenie.
Kilka sekund później odezwał się męski głos.
  -Halo?
  -No cześć wujaszku, nie wiedziałem że lubisz Biebsa. Załatwić ci autograf? – zapytał Styles śmiejąc się.
  -Nie mam nastroju na żarty, ty też nie powinieneś mieć. – warknął Simon.
Harry uniósł jedną brew. Cóż, ton Cowella nie zwiastował niczego dobrego, więc postanowił, że będzie udawał niewiniątko, nie wiedzące o co chodzi. Chociaż w gruncie rzeczy nie musiał udawać, naprawdę nie zdawał sobie sprawy co znowu mógł zrobić i do czego Simon mógł się przyczepić.
  -O co chodzi? – zapytał szatyn przygryzając dolną wargę.
  -Harry, błagam, nie udawaj głupiego. Nie mam czasu ani chęci, żeby bawić się w te podchody.
Zaczynało go już to irytować. Simon miał to do siebie, że jak już się uparł, to trzymał się tego. Żadna inna wersja go nie interesowała, tym razem nie było inaczej. Jednak chłopak nie chciał po raz kolejny ulegać, za dużo razy to robił.
  -Uwierz, ja też. – warknął Styles. – więc z łaski swojej mógłbyś mi powiedzieć, o co ci chodzi i zamkniemy temat, przez co i ty i ja będziemy szczęśliwsi.
Kiedy to powiedział, Cowell głośno westchnął. Tak, jakby chciał wyrazić swoją dezaprobatę.
  -Okej, a więc słuchaj uważnie bo nie będę dwa razy powtarzał. Wiem, że byłeś wczoraj z tą swoją dziewczyną, Allie…
  -Ivy. – poprawił go Harry.
  -Nie ważne. – odburknął Simon, na co Styles przewrócił oczami. – w każdym razie byłeś z kimś, z kim nie powinieneś być. W ogóle nie powinieneś wychodzić na dwór, przecież wiesz, jaką wersje znają media. A przez ciebie wszystko się komplikuje. Kiedy ktoś mnie pyta co z tobą, nie wiem, co powiedzieć, bo jesteś na tyle uparty, że nie chcesz trzymać się oficjalnej wersji. Więc może zastanów się nad sobą i przede wszystkim odkręć to, co teraz krąży po internecie, bo inaczej tego pożałujesz.
Kiedy mężczyzna skończył swój monolog w Harrym aż się zagotowało. Czy Simona już do reszty popierdoliło?! Gdzie ten pomocny wujek, jak to zwykli go nazywać? Teraz stał się łakomy na pieniądze, które miał dzięki nim. A kiedy coś poszło nie tak? Zamiast spróbować załatwić to na spokojnie, wszystko zaczynało się kłótnią. Styles miał już tego dosyć.
  -Zabawny jesteś, naprawdę. Myślałem, że odpowiadasz tylko za to jakie i kiedy wydajemy nowe płyty. W umowie nie było nic na temat kontrolowania naszego życia, więc może zacznij się do niej podporządkowywać. Taka mała rada na przyszłość. I nawiązując do twoich poprzednich słów to nie możesz zakazać mi wychodzić z domu. To jest przesada, Simon. Pamiętaj, że kontrakt wygasa za dwa miesiące i ja nie mam obowiązku go przedłużać. – Harry rozłączył się.
Sam nie wiedział, dlaczego to wszystko powiedział, ale po prostu musiał to wszystko wyrzucić z siebie. Za długo to trzymał w ukryciu. Już od dawna zbierał się, żeby powiedzieć Simonowi wszystko to, co o nim myśli. A teraz kiedy Cowell wspomniał o Ivy i o tym, że nie powinien się z nią spotykać to było przegięcie. W ogóle go nie interesowały konsekwencje z tego, co powiedział. Stało się. I co najlepsze, nie żałował, ani trochę.

                             *
Ivy była świadoma, że musi powiedzieć Harry’emu, ale po prostu nie mogła się na to zdobyć. To było za trudne. Wiedziała, że odejdzie, kiedy się o tym dowie. Pewnie ona zrobiłaby tak samo, gdyby była na jego miejscu. A kiedy on odejdzie, jakaś cząstka jej odejdzie razem z nim. Jednak lepiej, żeby znał prawdę. Nie chciała go okłamywać. Zdecydowała, że dzisiaj mu powie. Niech się dzieje, co chce. Miała nadzieję, że będzie dobrze, ale jak to mówią nadzieja matką głupich.
Kiedy czarny Range Rover podjechał pod jej dom, uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze tak reagowała na jego widok. To była naturalna reakcja. Kiedy wszedł do środka, rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. Chwilę później ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Momentalnie w brzuchu Ivy pojawiło się stado motyli i poczuła, że jest właśnie w tym miejscu i przy tej osobie, przy której powinna być. Jednak jej radość musiała się trochę ostudzić, gdyż wiedziała, że musi z nim porozmawiać na pewien ważny temat.
  -Chodźmy na górę. – zaproponowała i chwytając Harry’ego za rękę, pociągnęła go po schodach do swojego pokoju. Kiedy już się tam zjawili, usiedli na jej łóżku.
  -Miło jest cię widzieć. – zamruczał Styles i kolejny raz ją pocałował. To było niesamowite uczucie. Harry był pierwszym chłopakiem, z którym się umawiała, co bardzo ją cieszyło, gdyż nie musiała cierpieć w innych związkach. Teraz wiedziała, że tak nie będzie. Pasowali do siebie zbyt mocno, jak elementy układanki.
Kiedy już oderwali się od siebie, Ivy spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
  -Tak bardzo mi na tobie zależy, pamiętaj o tym. – szepnęła i uśmiechnęła się delikatnie.
Wyraz twarzy Harry’ego momentalnie się zmienił. Teraz gościło na niej zorientowanie.
  -Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony.
Ivy jeszcze przez chwilę się nie odezwała. Wahała się. Może lepiej nie powinna mu mówić? Przecież mogła wyjechać, on o niczym by się nie dowiedział. Żyłby w błogiej nieświadomości.
Nie!
Przecież już postanowiła, nie może teraz wszystkiego mieszać.
  -Muszę ci coś powiedzieć… coś ważnego. I może wstrząśnie to tobą. Na pewno to tobą wstrząśnie. I z góry przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, nie mogłam, nie potrafiłam. Ja… – zaczęła się jąkać, a jedna duża łza spłynęła po jej policzku. Harry starł ją kciukiem, a następnie ją przytulił.
  -Shh… spokojnie, kochanie. – szeptał w jej włosy.
Działo się coś złego. Był tego pewien i właśnie przez to jego żołądek ściskał się, a w gardle pojawiła się gigantyczna gula. Tylko na razie nic nie mógł zrobić, nie wiedział o co chodzi.
  -Błagam, powiedz. Jakoś sobie z tym poradzimy, obiecuję. To na pewno nic strasznego, pewnie jakaś błahostka, którą niepotrzebnie się przejmujesz. – starał się ją uspokoić, chociaż sam nie do końca wierzył w słowa, które wypowiadał. Gdyby to była błahostka, to Ivy nie zachowywałaby się tak i nie czekałaby tak długo z opowiedzeniem mu, o co chodzi.
Dziewczyna odsunęła się od niego tak, aby mogła spojrzeć mu w oczy.
  -Ja…
Nie dokończyła, bo drzwi do jej pokoju raptownie się otwarły, a w nich pojawił się John.
  -Ehm, Ivy? Mogłabyś pomóc mi z ustawieniem piekarnika? – zapytał.
Nie był świadomy w jak bardzo nietaktownym momencie im przerwał.