niedziela, 30 grudnia 2012

Liebster Award



Cześć kochani ! <3 Co u Was? :D Tak się składa, że zaczęło mi się nudzić  więc postanowiłam po odpowiadać na pytania z nominacji do Liebster Award, których dostałam aż 11 :O Jestem w wielkim szoku, ale równocześnie bardzo Wam dziękuję za to, że mnie nominowaliście! <3
Tak więc:

Pani Stylinson :
1. Kim chcecie zostać?
Hm... szczerze powiedziawszy nie mam jeszcze żadnych planów :) Jak na razie moim celem jest profil humanistyczny ;d
2. Ulubiony chłopak z One Direction?
Wszystkich bardzo lubię, jednak moje serca jako pierwszy skradł Niall.
3. Jak byście mogły w kogo byście się zamieniły - postać nadnaturalna?
We wróżkę xD
4. Podoba wam się nasz blog?
No jasne, że tak :D
5. Ulubione jedzenie?
Wszystko, co tuczące :D
6. Ulubiony blog?
Nie mam takowego.
7. Ulubiona pora roku?
Lato i wiosna :D
8. Co z przyszłością?
Gdybym tylko wiedziała..
9. Chcecie być sławne?
Szczerze? Kiedyś chciałam, ale teraz nie wiem, czy wytrzymałabym presję.
10. Najdziwniejsza rzecz jaką zrobiłyście?
Jedna?! Hahahahaha!
11. Kochacie Nas?
No ba! ;D


TheSimpsonizer :
1. Kto jest twoim idolem? (Za co go lubisz, podziwiasz, itd)
Moim idolem? Justin, 1D i Demi :) Podziwiam ich dosłownie za wszystko
2. Jakie miejsca najbardziej chcesz zwiedzić? Dlaczego?
Chciałabym na własne oczy zobaczyć Tadź Mahal <3
3. Jaki jest twój ideał chłopaka (chodzi mi o to, że np. "włosy jak Leo DiCaprio, oczy jak Taylor Lautner, charakter jak Justin Bieber" itd.) ?
Nie mam ideału :)
4. Ulubiona potrawa?
Spaghetti
5. Co sądzisz o teraźniejszej pop-kulturze? (rany, ależ skomplikowane pytanie)
Rzeczywiście, skomplikowane :d tak więc uważam, że najlepiej byłoby to ocenić za kilkanaście lat, bo teraz ciężko jest cokolwiek stwierdzić.
6. Co lubisz robić najbardziej w wolnym czasie?
Pisać, słuchać muzyki, spotykać się ze znajomymi, czytać :)
7. Twoja ulubiona książka?
Gdyby była tylko jedna! Szczerze powiedziawszy nie mogę stwierdzić, która podoba mi się najbardziej, bo każda miała w sobie coś magicznego.
8. Kogo najbardziej sobie cenisz (autorytet)?
Moją mamę.
9. Kogo z One Direction lubisz najbardziej i dlaczego?
Pierwszym, który skradł moje serce był Niall. Pokochałam jego poczucie humoru i sposób, w jaki podchodzi do życia.
10. Co najbardziej kojarzy ci się z Bożym Narodzeniem?
Masa przygotowań.
11. Wymarzony prezent na Mikołajki?
Już trochę po czasie xD ale w sumie, to sama nie wiem :d

paradoks :

1) Jak masz na imie?
Klaudia
2) Ile masz lat?
  15
3) Jaka była inspiracja do założenia twojego bloga?
Pewne zamieszanie, które wyniknęło z pomyłki mojej babci :O hahah, wiem, że nie rozjaśniłam tym pytania xD
4) Słuchasz coś poza One Direction? A jeśli tak to co?
Justina Biebera, Demi Lovato, Eda Sheerana :)
5) Ulubiona potrawa?
Spaghetti
6) Ulubiona piosenka?
Nie mam.
7) Imię twojej najlepszej przyjaciółki?
Ola, Sylwia, Klaudia
8) Kogo nienawidzisz w show biznesie?
Nie mogę kogoś nienawidzić, bo nikogo z nich nie znam, ale jakoś nie przekonuje mnie osoba Lady Gagi (przepraszam fanów!)
9) Co teraz robisz?
Odpowiadam na te pytania :)
10) Co robisz w wolnych chwilach?
Piszę, słucham muzyki, czytam, spotykam się ze znajomymi.
11) Jaka była ostatnia rzecz którą kupiłaś?
Klej Glue Stick xD

cappy :
1. Który z chłopców, jest twoim pierwszym mężem? :D
Niall :)
2. Co robisz, kiedy masz tak zwanego doła?
Słucham smutnym piosenek i po prostu płaczę.
3. Ballady, czy raczej szybsze piosenki, jaki jest twój wybór?
Zależy od dnia.
4. Pisanie przynosi ci satysfakcję, czy robisz to tylko dla zabicia czasu?
Przynosi mi satysfakcję, chyba nie mogłabym tego tak po prostu rzucić, i tak zawsze wracam z poczuciem, że jest to część mojego życia.
5. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
Nie mam.
6. Jakie jest twoje hobby?
Pisanie.
7. W której klasie jesteś?
3 gimnazjum.
8. Wierzysz w przyjaźń damsko - męską?
Nie, bo kiedyś i tak któreś zakocha się w drugim.
9. Gdybyś mogła jednego dnia, zajrzeć na tylko jedna stronę internetową, na jaką byś weszła?
O mój Boże! Nie wiem! Serio! ;D Za dużo tego! Ale chyba Twitter.
10. Co zrobiłabyś, gdybyś dowiedziała się, że jutro będzie koniec świata?
Powiedziałabym bliskim ile dla mnie znaczą, a tych których nienawidzę, powiedziałabym to prosto w twarz.
11. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole? I nie chodzi mi tu o krzesło, albo drzwi wyjściowe, tylko zajęcia : DD
Angielski i polski :d

Kate Stylees :
1. Wierzysz w prawdziwą przyjaźń między dziewczyną i chłopakiem?
Nie, bo kiedyś i tak któreś zakocha się w drugim.
2. Jaka powinna być twoja idealna przyjaciółka/przyjaciel?
Szczera, oddana, potrafiąca dotrzymać sekretów, wspierająca.
3. Co chciałabyś dostać pod choinkę?
Sama nie wiem ;d
4. Co zaplanowałabyś na idealna randkę w urodziny swojej sympatii?
Zależałoby od jego zainteresowań.
5. Wierzysz w talizmany? Masz coś, co przynosi ci szczęście?
Nie.
6. Co ratowałabyś z płonącego domu (trzy rzeczy)?
Komputer, wszystkie moje książki i telefon.
7. Podaj tytuł książki, którą aktualnie czytasz lub niedawno przeczytałaś.
Aktualnie czytam Ostatnią Piosenkę :d
8. Miejsce, które pragniesz odwiedzić i dlaczego akurat to?
Tadź Mahal, bo uważam, że jest magiczne :)
9. Nietolerancja – problem czy już codzienność? Co myślisz?
Sądzę, że problem to to był już dawno temu, teraz jest już to niestety codzienność.
10. Czy jest coś, co zawsze chciałaś zrobić, ale się boisz?
Zawsze chciałam przejechać się Rollercoasterem, ale ni cholerę, nie wciągną mnie tam nawet siłą xD
11. Pierwsza myśl, gdy zostałaś nominowana...
:O

Bella_Wika :
1. Miłość vs. Przyjaźń
Przyjaźń, bo trwa dłużej.
2. Imię najlepszych przyjaciółek
Ola, Sylwia, Klaudia
3. Jakiego emotikona nadużywasz ?
;d, ;D
4. Widelec vs. Łyżka ?
Yyyyy… WIDELEC! xD
5. Ulubiony kolor lakieru do paznokci.
Miętowy i czarny.
6. Największe marzenie.
Żeby wszystko już było dobrze.
7. Take Me Home czy Up All Night
Hmm… w każdej płycie jest coś specjalnego, nie umiem wybrać jednej ;d
8. Co króluje w twojej garderobie ?
Kolor czarny i biały, zdecydowanie.
9. Poziom twojego angielskiego ? ;>
Uuu… hmm.. powiedźmy, że dogadałabym się z Anglikiem, ale nie wiem czy czasem nie musiałabym jechać na migi ;d
10. Boże Narodzenie  czy Mikołaj ?
Boże Narodzenie.
11.Ulubiony z 1D  ?
Niall.


Directioner. ♥ :
1.Czy gdybyś miała taką możliwość, to zmieniłabyś swoje imię? Na jakie?
Nie zmieniłabym ;d
2.Ulubiony dzień tygodnia?
PIĄTEK! *_*
3.Województwo?
Wielkopolskie.
4.Gdybyś mogła, to cofnęłabyś się w czasie by naprawić swoje błędy?
No jasne, że tak.
5.Boisz się ciemności?
O tak! ;_;
6.Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz na świecie, co by to było?
Hm.. sprawiłabym, że wszyscy głodni i bezdomni uzyskali by pomoc.
7.Zjadłaś kiedyś jakieś nietypowe danie? Jeśli tak, to co to było?
Nie jadłam ;d
8.Masz lęk wysokości?
I to jaki! O_O
9.Ulubiony kolor?
Zielony i fioletowy.
10.Co ci się ostatnio śniło?
YY.. nie pamiętam ;d
11.Jaki masz znak zodiaku?
Byk.



Kalin kaa :
1.Twoje największe marzenie ?
Żeby wszystko już było dobrze.
2.Co byś zrobiła gdybyś weszła w posiadanie 1 mln ?
Pomogłabym dzieciom w Afryce.
3.Czy bycie Directioner zmieniło coś w twoim życiu ?
Nauczyłam się bycia tolerancyjną.
4.Jaki zawód chcesz podjąć w przyszłości ?
Gdybym tylko wiedziała!
5.Co cię zawsze rozśmiesza ?
Pewne słowo wypowiedziane przez moją koleżankę, nie zacytuję, bo by mnie zatłukła! (tak, o tobie mówię, Ola!)
6.Masz 3 życzenia . Czego one by dotyczyły ?
Mniej głodujących osób, mniej wojen na Bliskim Wschodzie, mniej cierpienia.
7.Co chciałabyś zmienić na świecie ?
Jak wyżej.
8.Jak określiłabyś siebie w 3 słowach ?
Dziwna, dziwna, dziwna.. tak, chyba to tyle :D
9.Co jest twoim największym utrapieniem ?
Dużo rzeczy..
10.Twoje największe osiągnięcie ?
Gdyby jakieś było!
11.Czy odkąd zaczęłaś prowadzić blog , coś zmieniło się w twoim życiu  ?
Tak.


Your Dream :
1. Co cię nakłoniło do założenia bloga z opowiadaniem?
Tego? Sama się nakłoniłam xD
2. Możesz pojechać do jakiegokolwiek miasta na całym świecie, gdzie jedziesz ?
Stratford.
3. Przyjaźń czy miłość ?
Przyjaźń, bo jest trwalsza.
4. Jak zaczęła się twoja przygoda z One Direction ?
Pewien mały gnom (tak Ola, znowu o tobie) zaczął puszczać mi ich piosenki. Polubiłam, zaczęłam wyszukiwać o nich coraz więcej informacji i w sumie tak to się wszystko zaczęło ;d
5. Kręcą film na podstawie twojego życia, jakiego gatunku on jest ?
Komedia.
6. Ulubiona książka ?
Nie mam.
7. Czy kiedykolwiek płakałaś przez jakąś osobę ?
Tak. Wiele razy.
8. Spotykasz One Direction, jak się zachowujesz i co robisz ?
Pewnie wydukałabym coś na szybko i po prostu bym ich przytuliła.
9. Ulubiona pora roku ?
Lato i wiosna.
10. Jakie wartości są dla ciebie najważniejsze ?
Przyjaźń, zaufanie.
11. Czy te pytania nie były dla ciebie za trudne ?
HAHA, nie xD

theskiesarethereforyou.tumblr.com :
1.Jak masz na imię?
Klaudia
2.Ile masz lat?
     15
3.Ulubiony kolor?
Zielony i fioletowy.
4. Należysz do jakiegoś fandomu?
Directioners, Beliebers, Smilers, Lovatics
5.Co dostałaś pod choinkę?
Pieniądze.
6.Do której klasy chodzisz?
3 gimnazjum
7.Ile masz wzrostu?
175 cm
8.Masz rodzeństwo?
 Nie.
9.Ulubiona piosenka?
Nie mam.
10.Jaki masz kolor włosów ?
Brązowe.
11.Ulubiony zespół?
One Direction

Nataliia0927 :
1. Od kiedy prowadzisz swojego bloga ?
Tego? Od yy… czerwca? Tak, czerwca ;d
2. Którego chłopaka z 1D kochasz najbardziej za głos ?
Sama nie wiem, kocham głos każdego z nich.
3. Którą piosenkę z albumu "Up All Night" lubisz najbardziej ?
Everything about you.
4. Jak długo prowadzisz bloga ?
Ogólnie blogi prowadzę już od 3 lat, a tego prowadzę od czerwca.
5. Jaki jest twój ulubiony kolor ?
Zielony i Fioletowy
6. Co lubisz robić ?
Pisać, czytać, słuchać muzyki, spotykać się ze znajomymi ;d
7. Jaka jest twoja ulubiona piosenka ?
Nie mam.
8. Szanujesz dziewczyny chłopców ? (Taylor też się liczy :P)
Ugh! I tu mnie masz! A już chciałam napisać, że szanuję, a co najważniejsze uważam że są dla chłopaków idealne ;d a ty mi tu wyjeżdżasz z Taylor. No wiec w sumie, Tay mi nie przeszkadza sama w sobie, ale nie lubię jej przy boku Hazzy ;d
9. Czy odkąd poznałaś 1D twoim marzeniem jest podróż do Londynu ?
Zawsze nim była.
10. Jakie jest twoje ulubione danie ?
Spaghetti.
11. Za którego z chłopców chciałabyś wyjść za mąż i dlaczego ?
Haha, za Nialla. A dlaczego? Hmm.. BO TO NIALL! <3


Eleanor :
1.Co zmieniłabyś w swoim wyglądzie?
Nic, akceptuję siebie taką, jaka jestem :)
2.Kto jest Twoim ulubieńcem?
Nialler
3.Jakbyś miała chwile na porozmawianie z idolem to co byś mu powiedziała?
Że dziękuje mu za wszystko, a także za to, że dzięki niemu jeszcze nic sobie nie zrobiłam.
3.Zrobiłabyś coś głupiego jeśli nagrodą byłoby spotkać jednego z 1D?
Gdyby tylko jedną rzecz!
4. Co sądzisz na temat Larrego?
LARRY IS REAL! #TEAMBULLSHIT
5.Którą z dziewczyn najbardziej lubisz (Perr, El, Tay, Dan)?
Nie za bardzo trawię tylko Tay, reszta jest w porządku.
6.Ile masz lat?
15
7.Ulubiony film?
Nie mam.
8.Najpiękniejsza aktorka i aktor?
o_o
9.Ulubiona marka ciuchów?
Wszystko po trochu xD
10.Gdzie mieszkasz?
W małej miejscowości koło Poznania ;d
11.Co zmieniłabyś w swoim życiu?
Dużo rzeczy.

Jeżeli to teraz czytacie, to 
1. Dobrnęliście do końca (?!?! Nie warto było! xd)
2. Ominęliście to wszystko, bo Wam się nie chciało czytać (popieram! Mnie by się nie chciało! xD)

WIĘC:
Tak się składa, że nie można nominować osób, które nas nominowały, więc niestety nie wytypuję żadnego bloga :< 
Dobra, a co do nowego rozdziału, to: PISZE SIĘ! hahahah xD
Okey, to już na tyle ;d Pa, kocham Was ! <333 xx

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 18


 Czarny Range Rower powoli ruszył spod mieszkania Johna. Siedząca w nim Ivy cały czas rozmyślała o tym, jaką niespodziankę przyszykował dla niej Harry. Nie miała ani jednego pomysłu, zupełnie nic. Co mogło jej się spodobać? Bo przecież tak twierdził Loczek. Może miała jakieś marzenie, które kiedyś przez przypadek powiedziała przy nim na głos? Nie, nie możliwe. Bynajmniej nic takiego sobie nie przypominała.
Minęli właśnie Big Bena i zaczęli kierować się na drogę wyjazdową z Londynu. Przebijające się przez chmury promienie słońca sprawiły, że Ivy musiała przymrużyć oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze uwielbiała, kiedy przyjemne ciepło padało na jej twarz.  
  -Powiesz mi gdzie jedziemy? – zapytała z zamkniętymi oczami, rozkoszując się słońcem.
  -Mówiłem.
Ivy spojrzała na niego z wyrzutem.
  -Wcale nie. Powiedziałeś tylko, że mi się spodoba.
Harry skierował wzrok na Collins. W jego oczach tańczyły iskierki.
  -No właśnie. – uśmiechnął się.
Dziewczyna odwzajemniła ten drobny gest. Nie mogła postąpić inaczej.
  -Nie lubisz niespodzianek? – zapytał.
Ivy zastanowiła się na odpowiedzią. Czy lubiła? Nie była pewna, jednak chyba…
  -Lubię.
 Szatyn uśmiechnął się delikatnie.
  -Tak więc jej sobie nie psuj.
 Dziewczyna przez chwilę mu się przyglądała, analizując w głowie cały ten dialog. Harry definitywnie ją zbywał. Tylko, że robił to tak uroczo, że nie mogła się na niego złościć. Te dołeczki w policzkach kiedy się uśmiechał po prostu ją rozbrajały.
  -Czy to oznacza, że mi nie powiesz?
  -Hmm… - chłopak udawał, że się zastanawia. Jednak Ivy wiedziała, że nie myśli o tym na poważnie. – Nie, zdecydowanie nie. – odparł.
  -Dobra. Jak chcesz. – Ivy założyła ręce na piersi. Choć niezbyt umiała grać, miała wrażenie, że teraz „obraza” jej wyszła.
Pomimo tego, że właśnie jechali najbardziej zatłoczoną ulicą Londynu, która prowadziła na drogę krajową, Harry odwrócił głowę w jej stronę. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest zdezorientowany.
  -Hej, tak naprawdę nie jesteś zła, prawda? – zapytał badawczym tonem.
Ivy walczyła z pokusą, żeby się nie uśmiechnąć. Jednak musiała być nieugięta! Jeżeli scena miała wyjść, nie mogła teraz zawalić.
 -Może. – odparła zdawkowym tonem
  -Nie jesteś! Wiem to. – powiedział, jakby chcąc ją przekonać do swojej racji.
  -A niby skąd? – zmarszczyła brwi.
  -Bo gdybyś była, teraz nie spojrzałabyś na mnie rozżalona, że trafiłem w sedno. – zaśmiał się.
Ivy na szybko przeanalizowała sobie to wszystko w głowie. Rozgryzł ją tak szybko! A przecież miała wrażenie, że teraz wyszło wiarygodnie. Dlaczego w liceum nie zapisała się do szkoły aktorskiej?!
  -Dobra, wygrałeś. – przyznała. – a teraz jedź już, bo zrobiliśmy niezły korek.
Szatyn zrobił zdezorientowaną minę i spojrzał w lusterko, a następnie na licznik, który wskazywał, że jadą pięć mil na godzinę.
  -No tak. Chyba musiałem nieco zwolnić.
To spostrzeżenie jak i zdziwienie Harry’ego sprawiły, że Collins zaczęła się śmiać. Tak po prostu. Nie minęła sekunda, a dołączył do niej również szatyn. Po samochodzie rozniósł się zaraźliwy rechot i to właśnie przez to przez kolejne pięć minut Ivy nie mogła przestać się śmiać. Pewnie trwałoby to dłużej, jednak przeszkodził im klakson samochodu jadącego za nimi.
  -Wiesz co? Może lepiej przyspiesz, bo zaraz dostaniemy mandat za zbyt wolną jazdę. Chociaż to w sumie jest chyba niemożliwe.
  -Louis dostał mandat za zbyt wolną jazdę, więc chyba wszystko jest możliwe. – odparł Harry. W tym samym czasie przyspieszył tak, że trąbiące samochody zostały w tyle. – Dobra, chyba taka szybkość im wystarczy. – uśmiechnął się.
  -Tak, chyba tak. – Collins odwzajemniła drobny gest.

                      *

Od incydentu z samochodem minęło już dobre pół godziny, cały czas byli w drodze, do celu zostało już tak niewiele, jednak Harry zaczynał się nudzić.
Ivy zasnęła, nawet nie wiedział kiedy. Przyłapał się już kilka razy, że się jej przygląda. Wyglądała tak pięknie i niewinnie kiedy spała. Miał potrzebę, żeby co chwilę zerknąć na nią choć na moment. Żeby się upewnić, że jest prawdziwa, a nie tylko jego umysł ją sobie wykreował.
Gdy Harry zauważył ten charakterystyczny niewysoki budynek, odetchnął z ulgą. Nareszcie byli na miejscu. Już niedługo pokaże Ivy swoją niespodziankę! Na samą myśl o tym, uśmiechnął się. Wiedział, że jej się to spodoba. Był tego pewny tak samo jak tego, że jego włosy się kręcą!
 Położył dłoń na ramieniu Collins i delikatnie nim potrząsnął.
  -Jesteśmy na miejscu. – powiedział i uśmiechnął się, kiedy Ivy otworzyła swoje zaspane oczy.
  -Zasnęłam?
  -Tak. – odparł szatyn.
Dziewczyna wyciągnęła ręce, chcąc się przeciągnąć. Jednak próba zakończyła się niepowodzeniem, bo jej dłonie uderzyły w coś twardego, a mianowicie głowę Harry’ego.
 Momentalnie się zerwała.
  -Przepraszam! Bardzo, bardzo! – prawie krzyknęła. – boli?
Styles zaśmiał się cicho.
  -Nie, nie boli. – odparł.
  -Na pewno? – przyjrzała mu się badawczym wzrokiem. Najwidoczniej mu nie wierzyła.
  -Gdyby mnie bolało, to uwierz, usłyszałabyś. – zapewnił Styles.
  -Dobrze, wierzę ci. – uśmiechnęła się a następnie rozejrzała się. – To gdzie ta niespodzianka? – poruszyła zabawnie brwiami, czym wywołała śmiech Harry’ego.
  -Jesteś w gorącej wodzie kompana. – stwierdził szatyn, cały czas wpatrując się w Ivy.
  -Nie mówiłam, że nie!
  -Jesteś niemożliwa! – Styles pokręcił głową z uśmiechem.
  -Czy to miał być komplement?
  -Przyjmijmy, że tak.
  -To w takim razie ty też jesteś niemożliwy. – odparła Collins.
Harry ukłonił się, jak przed jakąś królową.
  -Dziękuję, dziękuję. – powiedział szatyn z powagą. – Dobra, chodźmy już, bo mnie zadręczysz.
Ivy się wyszczerzyła.
Chłopak wyjął kluczyki ze stacyjki, otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. To samo zrobiła dziewczyna.
  -Zamknij oczy. – poprosił Harry z delikatnym uśmiechem.
  -Obiecujesz, że gdy to zrobię, nie zostawisz mnie tutaj? – zapytała nieufnie.
Nie wiedział, skąd taka wizja przyszła Ivy do głowy. Jak mógłby ją zostawić? W ogóle sobie tego nie wyobrażał. Odpowiedź była prosta.
  -Obiecuję.
Collins posłusznie zamknęła swoje brązowe oczy. Harry walczył z pokusą, żeby ją przytulić. Wyglądała teraz tak słodko i niewinnie.
  -Chwyć mnie za rękę. – powiedział i podał szatynce swoją dłoń, a ta ją ujęła.
Powoli ruszył ku wybranemu wcześniej miejscu. Starał się tak kierować dziewczyną, aby ta nie wpadła na jakiś kamień albo konar, jednak kilka razy mu się to nie udało, co skutkowało głośnymi narzekaniami Ivy.
 Kilka minut później byli już na miejscu.
  -Możesz otworzyć oczy. – powiedział podekscytowany.
Dziewczyna wykonała polecenie. Gdy zobaczyła, co stoi tuż naprzeciwko niej, otwarła usta ze zdziwienia. Nie, to niemożliwe.
  -Czy to jest…? – wyjąkała.
Harry zerknął na obiekt.
  -Balon? Tak, raczej tak. Bynajmniej tak mi się wydaję. – posłał jej uśmiech. – możesz wykreślić kolejną rzecz ze swojej listy marzeń. – puścił jej oczko. – Nie pytaj. – dodaj, gdy Ivy chciała już coś powiedzieć.
W oczach dziewczyny momentalnie nagromadziły się łzy. Zakryła usta ręką, jak to miała w zwyczaju. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobił Harry. Pomimo tego, że to widziała, po prostu nie wierzyła. To było jak jakiś sen, z którego zaraz się wybudzi. Na pewno…
 Harry spojrzał na nią z satysfakcją.
  -Podoba ci się?
Ivy przez chwile nie mogła znaleźć słów, by opisać to, jak się teraz czuła. Jednak jedno wiedziała na pewno. Była szczęśliwa. I to bardzo.
  -Jest… jest piękny! O mój Boże, Harry! Jest…. – ostatnie słowa utkwiły jej w gardle. Zdołała wydusić tylko jedno. – Dziękuję. – szepnęła i przytuliła chłopaka z całej siły. Chciała mu tym przekazać, co tak naprawdę czuła.
Gdy już go puściła, chłopak spojrzał na nią z czułością.
  -Cieszę się, że ci się podoba. To co… gotowa na przejażdżkę? – spytał kładąc rękę na koszu.
Ivy uśmiechnęła się szeroko.
  -Tak. I to nawet bardzo.

                                                         ~~***~~
Jest kolejny :D Tak jako prezent, który dedykuję mojemu kochanemu gnomowi, Oli <3333
Nie będę tu się teraz rozpisywać, chciałabym Wam tylko życzyć zdrowych, wesołych świąt, spędzonych w miłej i rodzinnej atmosferze! <33 Kocham Was wszystkich! <333

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 17


Mijały kolejne dni, dni pełne płaczu i wspominania przez Ivy swojej matki. Nie wiedziała, dlaczego to robiła. Może miała nadzieję, że ciągłe przypominanie sobie o zmarłej kobiecie sprawi, że ból minie? W takim przypadku nie miała racji. Rana rozdrapywana na nowo bolała jeszcze bardziej. A co było najgorsze? Że nic nie można było z tym zrobić. Nawet jeśli by się bardzo chciało.
Od spotkania po pogrzebie nie widziała się z Harrym ani razu. Nie dzwonił, nie pisał, nie dawał jakiegokolwiek znaku. Jednak Ivy też się do niego nie odzywała. Nie chciała się narzucać. Przecież chłopak miał też swoje życie, nie musiał rzucać wszystkiego dla niej. Bo przecież była tylko i wyłącznie jego koleżanką.

  *

Harry zaklął głośno, kiedy po raz kolejny zamiast odebrać, Mark odrzucił połączenie. Co było takie ważne, że nie mógł nadusić tego cholernego klawisza? Rozmowa z Harrym zajęłaby mu ile? Dziesięć minut? Może nawet nie. Jednak nie wiedział przyczyny nie odbierania przez mężczyznę telefonu, nie chciał wiedzieć. Łudząc się, jeszcze raz wybrał numer przyjaciela i w skupieniu wsłuchiwał się w sygnał. Jeden. Dwa. Trzy. Nic. Harry już chciał zakończyć próbę połączenia, kiedy to Mark odebrał. Na szczęście.
  -Tak? – zapytał typowym dla niego, zachrypniętym głosem.
  -Długo jeszcze miałem czekać? – warknął zdenerwowany Styles. Nie wiedział dlaczego, ale ostatnio wszystko doprowadzało go do złości. Nawet to, że mężczyzna cztery razy pod rząd nie odebrał telefonu. Pewnie jeszcze tydzień temu skomentowałby to głośnym westchnieniem albo po prostu by sobie odpuścił. Jednak nie teraz, nie gdy sprawa była tak ważna. Bynajmniej dla niego.
  -A co by ci się stało, gdyby faktycznie? – fuknął Mark, wyraźnie zirytowany postawą swojego przyjaciela.
  -Obiecałeś mi coś…
  -Wiem i nadal o tym pamiętam. Jednak to wymaga czasu. Uwierz, to nie taka łatwa sprawa, jak ci się wydaje.
Szatyn westchnął głośno i przymknął oczy.
  -W takim razie ile czasu ci to jeszcze zajmie? – potarł z rozdrażnieniem czoło, mając nadzieję, że nie za długo.
  -Hmm… niech pomyślę. Może udałoby się jeszcze na dzisiaj, ale jeżeli już w ogóle, byłby to późny wieczór.
  -Lepiej jutro z rana. – powiedział. – a co do zapłaty to przy odbiorze? Pasuje ci? Bo jeżeli nie, to zaraz mogę do ciebie podjechać.
  -Nie, może być.
  -Dzięki. To do zobaczenia jutro pod twoim domem.
  -Okey.
Jeszcze zanim zdążył się zorientować, Mark nadusił czerwoną słuchawkę. Widząc, że połączenie zostało zakończone, wsunął telefon do kieszeni.
 Sam nie wiedział, co ma ze sobą teraz zrobić. W sumie przydałoby się poszukać jakiegoś dogodnego miejsca, najlepiej na przedmieściach. Gdzieś, gdzie nie będzie zbyt dużo ludzi. A co mu przeszkadzało, żeby nie zrobić tego teraz? I tak ostatnio wystarczająco się wynudził siedząc w domu.
 Zakładają pierwsze lepsze buty, wyszedł z mieszkania i pospiesznie skierował się do garażu po auto. Anne była dzisiaj u jakiejś znajomej, która mieszkała w innym mieście, więc bez przeszkód mógł po prostu wyjść, bez tłumaczenia się. Dzięki Bogu. Pewnie kobieta zadawałaby masę pytań.
 Gdy czarny Range Rover odpalił cicho, Harry wyjechał nim z pomieszczenia. Następnie zamknął garaż i ponownie zasiadając za kółkiem, ruszył do bramy głównej. Już kilka minut później mknął ulicami Londynu.

*

Ivy nie miała co ze sobą zrobić. Błądziła po całym domu jak duch dziewczyny, którą była kiedyś. Jej twarz była chorobliwie blada, a worki pod oczami jeszcze bardziej to podkreślały. Straciła cały zapał do życia, którego kiedyś mogła pozazdrościć jej nie jedna osoba. Jednak nie ma co tu się dziwić. Straciła mamę. Jedyną osobę, którą (poza Johnem) kochała tak mocno. Bardzo to przeżyła. Jednak wmawiała sobie, że nie powinna się dołować. Że Jamie pewnie nie chciałaby widzieć jej smutnej. To trochę podnosiło ją na duchu. Kilka razy nawet się uśmiechnęła. Jednak później, kiedy zaczęła sobie zdawać sprawę, w jakiej sytuacji się znajduje, nie mogła pohamować łez. Obecność Johna tuż obok niej dużo jej dawała. Wiedziała, że ma koło siebie kogoś, komu na niej zależy, więc teoretycznie nie jest sama. Jednak czuła, że było zupełnie inaczej.
Przyszedł pierwszy sierpnia. Minął już miesiąc od pobytu Ivy w Londynie, jednak dziewczyna miała wrażenie, że tak niedawno tu przyjechała. Tak niedawno, a tak dużo już się wydarzyło…
 Cóż, dzień jak to dzień, zapowiadał się przeciętnie. Pewnie znów do południa spędziłaby go w łóżku a potem chodziła by po domu bez żadnego celu. Jednak nie. A dlaczego? Bo ktoś inny ułożył grafik na ten dzień za nią.
 Zaczęło się od zwyczajnego pukania do drzwi. Dziewczyna nie przejęła się tym za bardzo, pewnie była to kolejna osobą próbująca sprzedać czajnik za atrakcyjną cenę albo coś w tym stylu. Ona nie ruszyła się z miejsca, więc John bez żadnego entuzjazmu poszedł otworzyć. Gdy tylko drzwi się uchyliły i gość wymówił pierwsze słowa, Ivy momentalnie, bez żadnej trudności, rozpoznała osobę na zewnątrz. Ten zachrypnięty głos mógł należeć tylko i wyłącznie do Harry’ego.
  -Dzień dobry. Jest Ivy?
  -Tak... tak jest. Proszę, wejdź. – powiedział tata dziewczyny. – Ivy, masz gościa. – dodał, choć i tak nie potrzebnie bo Collins wszystko już słyszała.
Styles wszedł do środka i spojrzał na szatynkę. Jego oczy rozbłysły nagłym blaskiem, kiedy tylko ją zobaczył. Ivy też nie zareagowała obojętnie. Jej żołądek momentalnie związał się w supeł, a bicie serca przyspieszyło. A co było najgorsze? Że w ogóle nie miała nad tym panowania.
 John zdając sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja, szybko i niepostrzeżenie wymknął się z kuchni. Nie chciał przeszkadzać.
Harry uśmiechnął się delikatnie.
  -Hej.
Szatynka odwzajemniła drobny gest, kąciki jej ust uniosły się minimalnie do góry. Jednak Stylesowi to wystarczyło. Najważniejsza była świadomość, że sprawił, że się uśmiechnęła. Choć trochę.
  -Hej.
  -Jesteś zajęta? – zapytał nieśmiało.
Dziewczyna już chciała odpowiedzieć, że tak, ale prawdę mówiąc nie była. Nie chciała kłamać. Nie jemu.
  -Nie, raczej nie.
  -To może chciałabyś gdzieś ze mną pojechać?
  -Co masz na myśli?
  -Niespodzianka. – odparła i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Ivy spojrzała na niego, próbując go rozgryźć. Jednak wiedziała, że pewnie jej się nie uda. Nigdy nie była dobra w te klocki.
  -No nie wiem…
  -Zgódź się, proszę.
Szatynka przygryzła jedną wargę. Nie była pewna czy chciała gdzieś jechać. Nie chodziło o Harry’ego. W ogóle ostatnio nie chciało jej się nigdzie ruszać. Wolała siedzieć w domu, zamknięta w swoich czterech ścianach. Nawet jeśli oznaczało to, że myśli o mamie będą ją dosłownie ją bombardować.
  -Spodoba ci się. – zapewnił chłopak, widząc, że Ivy nie może się zdecydować.
  -Obiecujesz? – zapytała z delikatnym uśmiechem.
  -Zdecydowanie.
Collins głośno przełknęła ślinę.
Co jej szkodziło? Wątpiła, żeby z Harrym źle się bawiła. To było niemożliwe. A poza tym przecież musiała kiedyś wyjść, dobrze to wiedziała. Więc dlaczego nie dzisiaj? Dlaczego nie z nim?
  -Dobrze. – oznajmiła.
Tym jednym słowem sprawiła, że oczy Harry’ego rozbłysły.

                                                        ~~***~~
~Wiem, wiem, wiem... Dawno nie było rozdziału.. Jednak na swoją obronę mam kochanego Plusa, który stwierdził że nie jest mi potrzebny internet -,- No ale najważniejsze, że już mu się odwidziało :D
~Pod poprzednią notką dostałam 10 (!) nominacji do Liebster Award, za co bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję <33 Jednak odpowiedziami na pytania zajmę się dopiero w święta :d
~Bardzo bym Was prosiła o komentarze, bo chciałabym poznać Waszą opinię na temat tego rozdziału :D
No, to chyba już koniec mojego "monologu" xD haha :D
Do następnej <3

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 16


Gdy tylko cały świat dowiedział się, co jeden z członków One Direction, Harry Styles robił w mieszkaniu na obrzeżach miasta, emocje opadły. Bo co robił? Według oficjalnej wersji był u wujka w odwiedziny (John przystał na to bez problemu). Nic nadzwyczajnego, nie było czym się interesować. Bo przecież każdy ma rodzinę, którą od czasu do czasu odwiedzał. Tyle, że to nie była jego rodzina i dziwnie się czuł z tym, że okłamuje fanów zespołu.

Nadszedł czwartek. Niby zwykły dzień, jednak dla Ivy Collins był on najtrudniejszym w całym jej osiemnastoletnim życiu. A dlaczego? Bo właśnie dzisiaj miał się odbyć pogrzeb jej mamy. Jej kochanej mamy, którą straciła niespełna kilka dni temu, a tak bardzo już jej brakowało. Myśl, że rodzicielka już nigdy jej nie przytuli, nigdy z nią nie porozmawia, czy chociażby na nią nakrzyczy sprawiała, że łzy same napływały jej do oczu.
 Dziewczyna gdy tylko wstała i spostrzegła, że nie ma zbyt dużo czasu, od razu poszła się szykować. Choć tak naprawdę nie musiała za dużo robić, nie chciała się stroić. Postanowiła, że w ogóle nie będzie się malować, nie miała takiej potrzeby. Włosy też miały pozostać nietknięte, czyli rozpuszczone. Ubrała pospiesznie czarną bluzkę i tego samego koloru spodnie i zeszła na dół, do kuchni, gdzie John siedział już na krześle wyszykowany do wyjścia.
  -Gotowa? – zapytał jej ojciec, patrząc na nią z troską.
  -Nie. – odparła cicho i momentalnie spojrzała na swoje stopy. – A ty?
  -Też nie.
  -Ale musimy jechać. – mruknęła.
  -Wiem.
John wstał z krzesła i objął Ivy ręką. Już minutę później obaj siedzieli w samochodzie.

                       *

Na pogrzebie zjawiło się znacznie więcej ludzi, niż rodzina zmarłej by przypuszczała. Każdy kto chociażby raz rozmawiał z Jamie, przyszedł na ostatnie pożegnanie z kobietą.
 Po wielu kondolencjach, Ivy i John ruszyli do kościoła, gdzie usiedli w pierwszej ławce. A co było najgorsze? Że swoje miejsca mieli tuż naprzeciw otwartej trumny, w której leżała jej mamusia. Dziewczyna nie była w stanie zmusić się, aby tam spojrzeć. Wolała już przyglądać się swoim stopom niż widzieć martwe ciało osoby, którą tak bardzo kochała.
 Ksiądz rozpoczął msze, z której później i tak nie pamiętała ani jednego słowa. Za bardzo koncentrowała się nad tym, aby z jej oczu nie popłynęły łzy. Jednak nie minęła minuta, a już złamała swoją obietnice, że się nie rozpłacze. Słona woda ciekła po jej policzkach i nie mogła nic z tym zrobić. Nie chciała nic z tym zrobić. Odczuwanie smutku i płacz były ludzką cechą.
 Gdy msza się skończyła, czwórka mężczyzn ubranych na czarno podeszła do trumny, zamknęła i podniosła ją a następnie zaczęła wychodzić z kościoła. Ivy chciała zerwać się ze swojego miejsca i podbiec do nich, aby przytulić swoją rodzicielkę. Jednak stanowcza ręka Johna położona na jej ramieniu sprawiła, że się powstrzymała.
 Po mężczyznach, z kościoła zaczęła wychodzić reszta ludzi. Czuła na sobie współczujące spojrzenie każdego z nich. Nie chciała tego. Nie chciała, bo tak naprawdę żaden z nich nie zdawał sobie sprawy jaki ból teraz odczuwała.
 Gdy jako pierwsza z Johnem podążała za trumną, niekontrolowanie z jej oczu pociekły łzy, które już po chwili zostały starte przez jej ojca.
  -Nie płacz. – szepnął.
  -To nie takie proste.
  -Wiem.
  -Nigdy jej już nie zobaczę. – załkała brązowowłosa.
 John spojrzał na nią z troską.
  -Zawsze będzie przy tobie. W twoim sercu.

                         *
Gdy pogrzeb się skończył, Ivy i John pojechali do domu. Niebyli świadomi tego, że Harry Styles siedział przy grobie matki dziewczyny i wpatrywał się w tabliczkę z imieniem i nazwiskiem pani Collins. Właściwie to nie wiedział, co tu robi. Nie była to jego krewna ani chociażby znajoma. Jednak była bardzo bliska Ivy i to mu wystarczało mu, aby przesiedzieć tu kilka godzin tuż po pogrzebie. Teraz nie martwił się tym, że mogą go znaleźć paparazzi. Zresztą, pewnie by tu nawet nie zaglądali. Wątpił też by znajdujący się tutaj ludzie, dali im o tym informacje. Jeżeli byli na tym cmentarzu, pochowali tu jakiegoś krewnego. Nie mieliby głowy do łatwego zarobku, jakim były media.
 Zaczęło padać. Jednak Harry nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Całą swoją uwagę skupiał na tabliczce.
  -Powiedz mi co mam zrobić, aby pomóc Ivy.
Wiedział, że to nic nie da. Ale coś go tu trzymało. I to samo coś kazało mu prosić zmarłą kobietę o radę.
 Przymknął na chwilę oczy.
Krople deszczu ciekły mu po policzkach, skapywały po brodzie. Czuł, że robi się coraz bardziej mokry, a włosy przyklejają mu się do twarzy.
 Nagle, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki, zobaczył obraz. Z początku niewyraźny, z upływającymi sekundami stawał się coraz bardziej dokładny. Siedział z Ivy na jakiejś polance. Rozmawiali. Szatynka co jakiś czas wybuchała głośnym śmiechem, tak bardzo zaraźliwym, że i on nie mógł się powstrzymać. Na pierwszy rzut oka było widać, że dziewczyna jest szczęśliwa. To on ją uszczęśliwiał.
Właśnie wtedy zrozumiał, co ma zrobić. To samo doradzał mu Louis. Miał być przy niej i sprawiać by się śmiała, by była szczęśliwa. Nic więcej nie potrzebowała. Wystarczy jej ktoś, kto ją pokocha tak, jak jej mama albo John.
 Szatyn otworzył oczy i jeszcze raz zerknął na tabliczkę.
  -Dziękuję. Naprawdę, bardzo dziękuję. – szepnął.
Zerwał się wiatr. Tak, jakby pani Collins chciała mu odpowiedzieć. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry. Chwilę później wstał i odszedł od grobu matki dziewczyny, którą kochał.

                                   *

Rozległo się głośne pukanie do domu Johna. Ivy leniwie podniosła się z fotela i powłócząc nogami ruszyła do korytarza. Następnie otworzyła drzwi. Widząc całkiem przemoczonego Harry’ego, zmarszczyła brwi.
  -Coś się stało? – zapytała cicho.
Szatyn spojrzał na nią zdezorientowany, jednak gdy zrozumiał, że chodzi o to, że nie ma na sobie suchej nitki, machnął ręką.
  -A to, to nic takiego. Jak się czujesz?
  -A jak mogłabym się czuć? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
  -No tak. – szatyn spochmurniał. – Przepraszam, nie powinienem przychodzić. Nie dzisiaj. - mruknął cicho.
  -Nie, w porządku. Cieszę się, że jesteś. Wejdziesz?
Serce Harry’ego zabiło mocniej, kiedy usłyszał te słowa. Pojawiła się iskra nadziei.
Szatyn przekroczył próg domu.
  -Napijesz się herbaty? – zapytała Ivy. – Właśnie sobie robiłam.
  -Uhm.. tak.
Usiadł na krześle i przyglądał się, jak szatynka porusza się po kuchni. Jej ruchy były takie delikatnie w porównaniu z jego. Gdy Harry robił sobie śniadanie albo zwykłą kawę, cierpiała na tym szklanka. Natomiast Ivy obchodził się ze wszystkim delikatnie, z gracją. Jakby bała się zrobić jakiś gwałtowny ruch.
 Gdy dziewczyna zrobiła już herbatę, położyła ją przed Harrym. Sama usiadła naprzeciwko niego z kubkiem w ręce.
  -Widziałam cię dzisiaj na pogrzebie.
  -Chciałem pożegnać twoją mamę. – powiedział, jednak już po chwili tego pożałował. Po policzku Ivy zaczęły płynąć łzy. Odłożyła kubek na stole, wstała i ruszyła do pokoju. Gdy odchodziła, Harry widział jak trzęsą jej się ramiona. Szlag! Dlaczego powiedział coś takiego?! Musiał bardziej uważać na słowa.
 Szybko wstał i podszedł do niej.
  -Ivy, przepraszam. Nie chciałem.
  -To nie twoja wina. – powiedziała cicho. – to ja na wszystko związane z mamą reaguję płaczem. – łzy ponownie zaczęły gromadzić się w jej oczach.
  -A właśnie, że moja. Nie powinienem mówić takich rzeczy, na kilka dni po… no wiesz. – mruknął. – jeszcze raz przepraszam.
Dziewczyna odwróciła się do niego. Nos miała cały czerwony, a policzki mokre od łez.
  -W porządku. – szepnęła, szatyn wiedział, że kłamie. Nic nie mogło być w porządku. Nie teraz. Nie po tym, co przeszła.
Harry’ego znowu ogarnęło poczucie winy. Nie mógł patrzeć na tak skrzywdzoną Ivy.
Z początku uznał, że to zły pomysł, jednak już chwilę później, odrzucił ten tok myślenia i przytulił dziewczynę. Sądził, że ta odsunie się od niego. Jednak nic takiego nie zrobiła. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się w niego wtuliła. Tak, jakby był kimś dla niej ważnym. I to właśnie sprawiło, że poczuł jak jego serce przyspiesza.


                                                             ~~***~~
No cześć :D Tak jak obiecałam, dzisiaj pojawił się rozdział :) Tak, wiem, nie należy on do najdłuższych i mam nadzieję, że mi to wybaczycie :D Wybaczycie? xD
Dooobra, nie będę się tu rozpisywać, ale mam do Was jedną sprawę. Chciałabym Was prosić o to, aby każdy kto przeczyta ten rozdział, skomentował go, bo bardzo, ale to bardzo zależy mi na Waszej opinii :D
okey, to na tyle :P
paa, do następnej notki :d

poniedziałek, 29 października 2012

Informacja

Cześć kochani <3 Cóż, dziś nie weszłam tu, aby dodać nową notkę, ale zawiesić bloga. Powodem jest brak weny, który prześladuje mnie już od dłuższego czasu i niestety nic nie mogę z tym zrobić ;< A uwierzcie, bardzo bym chciała. Obiecuję, że nowa notka pojawi się 16 listopada :)
Pa <3333

środa, 10 października 2012

Rozdział 15


Gdy rano wstał i zobaczył, że jest dopiero szósta rano, miał ochotę z powrotem iść spać. Przecież nigdy, ale to nigdy nikt nie widział Harrego Styles na nogach jeszcze przed dziesiątą. Taki miał zwyczaj. Zwykle chodził spać późno i wstawał koło południa. Nic nie mogło tego zmienić. Jednak dziś... dziś było inaczej. Wiedział, że musi iść do Ivy. Obiecał jej to, a przecież nie chciał jej zawieść.
 Zmotywowany tą myślą wstał szybko. Zabierając uszykowane wczoraj ubrania, z prędkością światła udał się do łazienki. Wziął szybki prysznic i założył rzeczy. Nie pozostawało mu nic innego do zrobienia, więc nie widział przeszkód, żeby już teraz iść do Ivy.
 Zbiegł po schodach na dół i już miał wychodzić, kiedy zatrzymała go Anne.
  -Nie jesz śniadania? – spojrzała na niego zmartwionym, matczynym wzrokiem.
  -Ehm… nie, nie jestem głodny. – mruknął na odczepne i zanim kobieta zdążyła coś odpowiedzieć, wyszedł z domu.
Pospiesznie udał się do garażu, gdzie znajdował się czarny Range Rover. Harry otworzył drzwi od siedzenia kierowcy i zasiadł na kółkiem. Wsadził kluczyki do stacyjki, a auto odpaliło cicho. Wyjechał z pomieszczenia, a następnie zamknął za sobą drzwi od garażu. Kilka sekund mknął już zatłoczonymi ulicami Londynu.
 Nie minęło nawet pięć minut jazdy, kiedy zobaczył ich jadących za sobą. Dlaczego to wiedział? No cóż, paparazzi zwykli śledzić każdą sekundę z jego życia. Pragnęli mieć dowód na to, co robi, gdzie spędza wolny czas albo w jakim markecie kupuje jabłka! Istna paranoja! A zwłaszcza teraz, kiedy ma dwumiesięczną „przerwę” od zespołu. Ci ludzie przechodzą samych siebie, byle tylko dowiedzieć się, dlaczego pomimo tego, że jest już zdrowy, nie wraca do koncertowania. Jednak on nie zamierzał im w tym pomagać. Żeby uniknąć wścibskich pytań fotoreporterów, skręcił w jakąś boczną uliczkę, a następnie w kolejną boczną i jeszcze kolejną, aż w końcu z powrotem znalazł się głównej drodze, tyle że trzydzieści metrów dalej. Nerwowo spojrzał na lusterko i z ulgą stwierdził, że ten znajomy czarny bus już go nie śledzi.
 Z ledwie widocznym uśmiechem na twarzy dalej mknął ulicami Londynu.
 Dojazd na miejsce nie zajął mu zbyt dużo czasu, nawet nie zorientował się, kiedy znalazł się pod domem Ivy. Nie zastanawiając się zbyt długo, wysiadł z samochodu i skierował się do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem i nie dalej jak pół minuty później, otworzył mu John.
  -Dzień dobry, ja do Ivy. – powiedział szybko, bojąc się surowego wzroku mężczyzny, którym został obdarzony.
  -Jest na górze. – odparł wujek szatynki i cofnął się, aby wpuścić Stylesa.
Chłopak przekroczył próg i bez żadnego zawahania udał się się na piętro. Wczoraj był już w pokoju dziewczyny, więc wiedział, gdzie ma się kierować. Nacisnął klamkę do pierwszych drzwi na lewo i wszedł do pomieszczenia.
 Od razu ją zobaczył. Ivy siedziała na parapecie i spoglądała w okno, nieświadoma tego, kto znalazł się w jej pokoju.
  -Hej.- powiedział cicho chłopak.
Gdy dziewczyna usłyszała jego głos, momentalnie odwróciła głowę w jego stronę.
  -Hej. – odparła, uśmiechając się delikatnie. – Jednak jesteś.
  -A dlaczego miałbym nie przyjść? – zapytał Harry łagodnie.
Szatynka wzruszyła ramionami.
  -Jak się czujesz?
  -Mogłoby być lepiej. – mruknęła. – Widziałam twój wpis na twitterze.
  -Wybacz, mogłem nie…
  -Nie, jest w porządku. – przerwała mu. – Pomimo, że wiem, że to jest prawda, jakoś nie mogę sobie z tym poradzić.
  -Nikt nie kazałby ci teraz sobie z tym radzić.
Ivy pokiwała powoli głową.
  -Może… nie wiem. – westchnęła i z powrotem zaczęła spoglądać przez okno.
Szatyn długo się nie zastanawiając usiadł na parapecie, tuż naprzeciwko dziewczyny. Już sekundę później chwycił ją za rękę i spojrzał jej w oczy.
  -Ja wiem.
Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, ale jednak już po chwili dziewczyna znów spojrzała przez okno.
  -Wiesz, czym się najbardziej zadręczam? – zapytała, a szatyn nie odpowiedział. Tylko czekał. – Że nie powiedziałam mamie, jak bardzo ją kocham. – szepnęła a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
  -Wiedziała.. Jestem tego pewien.
                                   
                                           *

Harry wraz z Anne siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Właśnie leciały wiadomości, a więc co to oznaczało? Nic ciekawego. Kolejne reportaże o rzekomym kryzysie w państwie, o królowej, która nie tak kiwnęła palcem czy wyimaginowanym zbliżającym się końcu świata. Typowe. Ci ludzie nie potrafili nic innego jak tylko narzekać.
 Znudzony tym wszystkim przymknął na chwilę oczy, jednak już po chwili musiał je otworzyć, bo z jego kieszeni zaczął dzwonić telefon. Szybko wyciągnął urządzenie i spojrzał na wyświetlacz. Paul.
 Harry zmarszczył czoło. Czego mógł chcieć od niego ich menadżer? Zaciekawiony, pospiesznie odebrał.
  -Tak?
  -Widziałeś artykuł o tobie, na temat którego huczy cały internet? – zapytał Paul prosto z mostu. Zero powitania.
  -Nie?
  -To lepiej zobacz i postaraj się to wytłumaczyć na twitterze. – mruknął i się rozłączył.
Harry jeszcze przez chwilę przyglądał się wyświetlaczowi, jednak już po chwili wstał i ruszył do swojego pokoju. Gdy znalazł się w pomieszczeniu, dosłownie rzucił się na laptopa. Chciał jak najszybciej się dowiedzieć, o co chodziło menadżerowi ich zespołu. System ładował się chyba z godzinę, a bynajmniej tak mu się wydawało. Był zniecierpliwiony, a to mogło wszystko opóźniać.
  -No dalej! – warknął wprost do monitora i jak na zawołanie komputer się załączył. Pospiesznie wpisał adres najsławniejszego portalu plotkarskiego i jego oczom ukazała się stronka. Na samej górze, jak jakiś neon, widniał nagłówek Harry Styles oszukuje swoich fanów?! Pospiesznie kliknął w tytuł.

Cały zespół One Direction jak i sam Harry Styles, jak dotąd utrzymywali, że Curly jest chory. Jednak nasze źródła widziały młodego wokalistę, jak wchodził do jednego z domów, który z pewnością nie był jego. Co to może oznaczać? Czy Harry Styles skrywa jakiś sekret?!

Chłopak przyglądał się artykułowi z niedowierzaniem  Jak oni tak szybko się o tym dowiedzieli?! I co ma teraz powiedzieć fanom? Miał mętlik w głowie, nie wiedział co zrobić! Postanowił zadzwonić do Louisa. Miał nadzieje, że jego najlepszy przyjaciel poradzi mu, co ma zrobić.
 Pospiesznie chwycił telefon do ręki i przytrzymał jedynkę w szybkim wybieraniu. Tomlinson odebrał niemal po dwóch sygnałach.
  -Taaak, Curly?
  -Cześć Lou. – Harry mimowolnie się uśmiechnął. Jego głos zawsze tak na niego działał, czy tego chciał, czy nie. – widziałeś może artykuł o mnie? No wiesz o tym kłamaniu fanom?
  -Uhm… Tak, Paul nam pokazywał.
  -I?
  -I co?
Curly westchnął głośno.
  -Lou, pomóż mi.. Po prostu powiedz co mam zrobić.
  -Oh… dobra, spróbuję. Ale zanim zacznę, muszę wiedzieć, po co tak w ogóle tam byłeś?
  -Ehm…Poszedłem do Ivy. Jej mama niedawno zmarła i chciałem ją jakoś pocieszyć. – odparł Loczek cicho.
  -Czyli widzę wziąłeś sobie moją radę do serca. – powiedział chłopak i Harry dałby sobie rękę uciąć, że się uśmiechnął.
Nagle przypomniały mu się słowa Louisa. Daruj sobie i nie bądź dla niej złośliwy. Przecież nic ci nie zrobiła. Pewnie Tomlinson byłby z niego teraz dumny.
  -Tak, chyba tak. A nawet bardzo. – to drugie zdanie Curly powiedział już ciszej.
  -Harry, chcesz mi coś powiedzieć?
  -Ehm, może? – zapytał Loczek. Sam nie wiedział, czy chce dzielić się swoimi uczuciami do Ivy z Lousiem. Jednak już po chwili zdecydował, że to jest jego przyjaciel, nie musiał się martwić, czy go wyśmieje, bo wiedział, że tego nie zrobi.
  -Może?
  -Dobra, chcę… Nie wiem, jak to się stało, ale… zaczynam zakochiwać się w Ivy.
  -To świetnie! – wykrzyknął Tomlinson z entuzjazmem.
  -Nie, nie świetnie. – mruknął Harry.
  -Yyy… Co? Obawiam się, że czegoś tu nie rozumiem.
  -Chodzi o to, że.. ja nie chcę się w niej zakochiwać.
  -Nie chcesz?
  -Może nie, że nie chcę, ale… Nie chcę jej skrzywdzić. Chociaż boję się, że już to zrobiłem. – Harry westchnął głośno. – No wiesz, wtedy, kiedy byłem dla niej wredny i w ogóle. – dodał, choć wiedział, że nie musiał. Louis i tak wiedział, o co chodzi.
  -Mam dla ciebie radę. Po prostu nie cofaj się do przeszłości. Jasne, wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, jednak jeżeli chcesz, możesz sprawić, by o nich zapomniała.
  -Tak się nie da. – mruknął Curly zrezygnowany.
  -Owszem, da się. Daj jej wszystko, czego będzie potrzebowała… po prostu bądź przy niej. – powiedział Tomlinson.
  -Dzięki za radę Tommo, naprawdę… dzięki. – powiedział Harry. Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że to co polecił mu zrobić jego przyjaciel, ma jakąś słuszność

                                                                 ~~***~~
-Tak, wiem, miał być wcześniej, ale brak internetu zmusił mnie do przeniesienia terminu notki ;/
-Dziękuję Wam za to, że mnie wspieracie i nawet pod najgorszym rozdziałem piszecie, że Wam się podoba <3 Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy <3
-Do nn <33


piątek, 21 września 2012

Rozdział 14


    Harry siedział w domu Ivy i oglądał mecz piłki nożnej, który właśnie był emitowany. Anglia grała przeciwko Francji. Oczywiście, jako dumny brytyjczyk kibicował swojemu rodzinnemu kraju, no jakże by inaczej. W momencie, kiedy Rooney miał strzelać pierwszą bramkę w tym spotkaniu, z góry dobiegł go przeraźliwy krzyk. Krzyk Ivy. Tak, jakby ktoś kogoś mordował. Nie zastanawiając się długo, zerwał się z fotela. Nie chciał mieć czarnych myśli, jednak nie mógł ich powstrzymać.
 Pędząc po schodach, zauważył Anne biegnącą tuż za nim. Widocznie ona też to usłyszała.
 Już kilka sekund później znaleźli się w pokoju Ivy. Szatynka leżała w swoim łóżku, drżąc i wiercąc się. Już nie krzyczała, ale mamrotała i szlochała. Tak jakby ktoś sprawiał jej ból.
  -Nie, proszę. Mamusiu, nie... zostań ze mną! Potrzebuję cię... PROSZĘ, NIE ZOSTAWIAJ MNIE!
Harry nie wiedział, co zrobić. Przyglądał się tylko dziewczynie, która zaczęła miotać się jeszcze bardziej.
  -Proszę, zostań ze mną! MAMO! Nie możesz odejść, nie teraz! Proszę cię!
  Jednak teraz, gdy dotarło do niego, co tak naprawdę się dzieje, podszedł do niej i zaczął potrząsać jej ramię.
  -Ivy, obudź się. - mówił cicho, jednak nic to nie dawało. Szatynka dalej się rzucała.
  -Nie, proszę!
  -Ivy!
Powieki dziewczyny momentalnie się rozwarły, ukazując przestraszone spojrzenie. Loczek dopiero po chwili zorientował się, że po policzkach dziewczyny spływają łzy. Szybko otarł je wierzchem dłoni.
 Gdy Ivy lustrowała go wzrokiem, zdał sobie sprawę, że nie wie, co zrobić. No bo przecież jak mógł ją pocieszyć, mówiąc że był to tylko koszmar i że wszystko będzie dobrze. No bo... nie będzie. I on doskonale o tym wiedział.
 Stwierdził, że nic nie będzie mówił. Po prostu ją przytulił. Po chwili zdał sobie sprawę, że jednak dobrze postąpił, bo szatynka wtuliła się w niego, tak, jakby był jej ostatnią deską ratunku. I, nie mógł tego zaprzeczyć, podobało mu się to. Podobało mu się, że po tym wszystkim, co od niego usłyszała, właśnie w tej chwili go nie odtrąciła. No bo na ich spotkaniach mogła być po prostu miła, chowając uraz gdzieś w głębi siebie. Jednak po jej ostatnim zachowaniu zauważył, że nie ma mu za złe tego wszystkiego z przeszłości. Tak, jakby udało im się cofnąć czas i zacząć z czystym kontem.
 Był tak bardzo zajęty szatynką, że nawet nie zauważył, kiedy Anne odeszła, zostawiając ich samych.
Już kilka sekund później, Ivy spojrzała na niego. W oczach miała łzy.
  -Nie musisz tego robić... być ze mną... teraz.
  -Wiem, że nie muszę... chcę tu teraz być z tobą. - odparł Curly.
Na twarzy dziewczyny zakwitł ledwie dostrzegalny uśmiech. Jednak zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Jednak dla Harrego znaczyło to bardzo wiele.
  -Dziękuję. - szepnęła i z powrotem wtuliła się w Loczka, aby już po chwili zasnąć w jego ramionach.

Minęło dokładnie jedenaście godzin, kiedy John wszedł do domu. Harry w tym czasie siedział i przeglądał internet w telefonie. Anne zostawiła go samego, bo jak się okazało musiała iść do sklepu. Nie przeszkadzało mu to, jednak teraz, gdy John wrócił, wolałby żeby jego matka też tu była. Nie lubił niezręcznej ciszy, która towarzyszyła mu za każdym razem, kiedy zostawał sam na sam z ojcem Ivy. Jednak dziś miało być inaczej. Curly jeszcze wtedy nie wiedział, że mężczyzna planuje przeprowadzić z nim jedną z TYCH rozmów.
 Gdy John wszedł do pokoju, chłopak wstał.
  -Ma pan moje najszczersze kondolencje.
  -Uhm... dziękuję. - mruknął. - Anne nie ma?
  -Poszła po coś do sklepu.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.
  -Hmm... to może nawet dobrze. Chciałem o czymś z tobą porozmawiać, Harry. - John usiadł obok niego na kanapie i świdrował go wzrokiem.
  -Tak? - zapytał Loczek niepewnie. Nie wiedział, czego się spodziewać.
  -Widzisz z tego, co zauważyłem... Ivy cię lubi... i chyba... ja tylko wypowiadam swoje domysły... ty też ją lubisz...
Harry pokiwał powoli głową. Była to już druga taka sama rozmowa w tym dniu.
  -Hmm... chodzi o to, że być może... gdy kiedyś... dobra, powiem prosto z mostu, nie chcę żebyś ją skrzywdził. Ta dziewczyna już dość się w życiu nacierpiała. I nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że to właśnie ty ją zranisz... ja po prostu chcę dla niej jak najlepiej...
  -Nawet nie byłbym wstanie jej skrzywdzić...
  -Dobrze, w takim razie ufam ci. Jeśli jednak mnie zawiedziesz, musisz się liczyć z konsekwencjami. - powiedział dobitnie John.
  -Rozumiem. - wyjąkał Curly. Tak naprawdę tylko na to było go stać.
Kiedy mężczyzna wstał z kanapy, w pokoju pojawiła się Anne.
  -O, już jesteś. - powiedziała. - w takim razie my z Harrym już pójdziemy. - dodała i ponagliła chłopaka, który pospiesznie wstał z kanapy.
  -Dziękuję. - odparł tylko John, na co kobieta lekko się uśmiechnęła. - Jakby co... to w czwartek o jedenastej jest pogrzeb. Tu, w Londynie... Jeżeli... wiem, że ją znałaś...
  -Przyjdę. - powiedziała Anne i wyszła z domu mężczyzny.

                                                              *
Po pół godziny, John postanowił opowiedzieć o wszystkim Ivy. Przecież musiała wiedzieć chociażby to, gdzie i kiedy ma się odbyć pogrzeb. Przebierając się w swoje domowe ubranie, ruszył do pokoju szatynki. Uchylił delikatnie drzwi, żeby zobaczyć, czy śpi, jednak dziewczyna siedziała na skraju łóżka i wpatrywała się w podłogę. Gdy zauważyła, że John jej się przygląda, wskazała ruchem głowy, aby usiadł obok niej. Tak zrobił.
  -Co załatwiłeś? - zapytała cicho, nie patrząc na niego.
  -Wszystko już ustaliłem. Pogrzeb odbędzie się w Londynie w czwartek o jedenastej.
  -W Londynie? - szatynka zmarszczyła brwi.
  -Ehm... tak. Widzisz, kiedy tydzień przed swoją śmiercią Jamie tu była, prosiła mnie, aby pochowano ją właśnie w tym mieście.
  -Mówiła ci dlaczego? - dopytywała Ivy.
  -Twierdziła, że ma do niego sentyment. - odparł John. - Tak więc wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale muszę wiedzieć na czym stoję. Ivy, czy chcesz iść na studia? Jeżeli tak, powiedz mi o tym, bo muszę cię zapisać.
  -Nie. - odparła bez namysłu. Kiedyś chciała, ale nie teraz.
  -Dlaczego? Zastanawiałaś się w ogóle nad tym?
  -Mam osiemnaście lat i według prawa mogę podejmować samodzielne decyzje. A właśnie jedną z takich decyzji jest to, że nie chce iść na studia. - ucięła.
  -Ale...
  -Nie. - powiedziała cicho, jednak stanowczo i John już wiedział, że nic nie zdziała. Klamka zapadła. Koniec tematu.
  -Dobrze... jednak gdybyś zmieniła decyzję, powiedz mi o tym.
  -Tak zrobię. - mruknęła.

                                                    *
Ivy leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. Nie przeszkadzało jej to, że spędziła tak już trzy godziny, najchętniej spędziłaby jeszcze kolejny tydzień... i następny... i następny po następnym. Jednak wiedziała, że to i tak nie pomoże. To, że użalała się nad sobą nie dawało jej żadnej siły, jednak jeszcze bardziej ją przygnębiało. Ale jak miała nie być przygnębiona, kiedy jej mama... umarła. Nikt na jej miejscu nie byłby w stanie wykrzesać z siebie ani grama optymizmu.
 Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącego smsa. Pospiesznie złapała telefon i spojrzała na wyświetlacz. Harry. Nadusiła wyświetl i już sekundę później pełna wiadomość pojawiła się przed jej oczami.

                                         Przyjść jutro do Ciebie?

Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz, jednak już kilka sekund później naskrobała pospieszne Tak, proszę.
Pomimo tego, że pragnęła samotności, nie chciała być sama.

Harry nie mógł zasnąć. Kręcił się z boku na bok, jednak jego oczy były cały czas szeroko otwarte, na co nic nie mógł niestety poradzić.
 Postanowił, że wejdzie na twittera. Chwycił do ręki iPhona i zalogował się na serwis społecznościowy. Przeglądając tweety fanów, napotkał się na kilka wpisów, w których osoby mówiły, że dziś go widziały, gdy to wraz ze swoją matką wchodził do jakiegoś nieznanego nikomu domu. Te fanki są jak ninja - pomyślał i uśmiechnął się delikatnie.
 Postanowił, że sam też coś tweetnie.
 
  Wiem, że to boli. Jednak musisz pamiętać, że teraz jest w lepszym świecie, w świecie, w którym nie ma cierpienia. #RIPJamie

Już kilka sekund później było dwadzieścia retweetów i Harry miał zawalone mentionsy pytaniem, kim jest Jamie. Nie zamierzał na to odpowiadać. Nie widział takiej potrzeby. Nie chciał robić poruszenia śmiercią matki Ivy. Jednak pomimo tego, czy fani wiedzieli, o kogo chodzi, czy też nie, #RIPJamie już po kilku minutach było trendem numer jeden w zestawieniu światowym, co nie ukrywał, niespecjalnie go uszczęśliwiło. Jednak wiedział, że Directioners chcieli dobrze i nie miał im tego za złe.


                                                         ~~***~~
Tak, wiem miał być wcześniej... Jednak nie wyszło i bardzo Was za to przepraszam ;<
 Od teraz nie będę pisać kiedy pojawi się nowa notka, bo sama nie wiem. Szkoła uniemożliwia mi pisanie rozdziałów, więc pewnie będą dość późno... Jednak obiecuję, że nowa notka nie pojawi się później niż za 2 tygodnie ;p A i oczywiście ramka "w następnym rozdziale" będzie nadal :D
 Dobra, to na tyle ;p
Paa <33

środa, 12 września 2012

Rozdział 13


         Budząc się następnego ranka, John uświadomił sobie, że czeka go dzisiaj podróz do Southhampton. Tak naprawdę nie miał ochoty nawet w najmniejszym stopniu tam jechać, nie w tym celu. Jednak wiedział, że musi. Musi wziąść się w garść i zebrać w sobie wewnętrzną siłe, aby tego dokonać.
 Gdy spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już ósma czterdzieści pięć, pospiesznie zerwał się z łożka. Anne miała tu był o dziewcziątej, więc nie miał za dużo czasu. Wziął szybki prysznic i ubrał się we wcześniej uszykowane ubrania. Był wdzięczny samemu sobie, że o tym gdzie jedzie, powiedział Ivy wczoraj. Teraz mogłoby nie starczyć mu na to czasu.
 Stwierdzając, że zostało mu jeszcze kilka minut, postanowił iść do pokoju swojej córki. Gdy delikatnie otworzył drzwi, zobaczył ją, śpiącą w najlepsze. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo była podobna do matki. Ten sam kolor włosów, ten sam nos i długie rzęsy rzucające cienie na jej policzki.
Uśmiechnął się.
Tak bardzo kochał swoją córkę. Nic nie mogło tego zmienić.
Postanowił, że już zejdzie na dół. Anne powinna za chwilę być.
Nie mylił się. Gdy tylko zszedł na dół, po kuchni rozniosło się pukanie do drzwi. Wiedział, że to ona, na taki sygnał się umówili, aby nie obudzić Ivy.
 Pospiesznie otworzył drzwi. Przed sobą ujrzał Anne w towarzystwie... jej syna? A co on tu robił?
  -Cześć John. - powiedziała kobieta i uśmiechęła się. - Nie przeszkadza ci, że Harry też przyszedł?
  -Nie, no coś ty. - odparł i wpuścił dwójkę do środka. - Właśnie miałem wychodzić. Jakby coś to możesz do mnie dzwonić w każdej chwili, nie wahaj się. Ivy jest w pokoju, śpi. - poinstruował, zakładając buty. Gdy skończył, spojrzał na Anne z wdzięcznością. - jeszcze raz ci dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
  -Nie ma sprawy. - kobieta uśmiechnęła się.
  -To ja już będę leciał. - mruknął i wyszedł z domu.

 Harry spojrzał na matkę.
  -Mogę do niej iść? - zapytał.
  -Słyszałeś, co mówił John, teraz śpi. - ucięła i usiadła na krześle.
Jednak Loczek nie zamierzał sIę poddać.
  -Będę cicho. - obiecał.
Przez chwilę Anne nic nie odpowiedziała, co Hazza uznał za bezdyskusyjne nie. Jednak już po chwili westchnęła i spojrzała na niego.
  -Rób co chcesz.
Długo się nie zastanawiając, ruszył schodami na górę i zaglądając do pierwszych drzwi na lewo zorientował się, że trafił tam, gdzie chciał.
 Harry delikatnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na jednej z puf. Zaczął przyglądać się Ivy. Była taka spokojna, gdy spała. W ogóle nie wyglądała na kogoś, kto dzień wcześniej dowiedział się, że jego matka zmarła. Wyglądała... jak anioł, Harry bezdyskusyjnie mógł to stwierdzić.
 Zaczął rozglądać się po pokoju. Jeżeli nie liczyć dwóch kartek A4 leżących na ziemi, panował tu absolutny porządek. Książki leżały równiutko na regałach, wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
 W pewnym momencie zrozumiał po co tu faktycznie jest. No tak, śmierć matki Ivy. Pomimo, że nie znał tej kobiety, zrobiło mu się przykro na myśl, że szatynka tak bardzo ją kochała, a ona od niej odeszła. Właśnie w tej chwili, nie świadom tego, podświadomie przebaczył Anne. Nie chciał, żeby rozstali się w kłótni, gdyby coś się stało...
Nagle Harry zdał sobie sprawę, że praktycznie pod jego stopami leży jakaś zmięta kartka papieru. Wiedział, że nie powinien tego ruszać, to przecież była prywatność Ivy, jednak jakaś część jego mówiła mu, aby zobaczył, co było tam napisane. Jeszcze przez chwilę się wahał, jednak już po chwili rozłożył kartkę.

                                         Lista moich marzeń
                                      1. Polecieć balonem.
                                      2. Pomóc jakiemuś zwierzęciu.
                                      3. Napisać piosenkę, którą zaśpiewa ktoś sławny.
                                      4. Zobaczyć spadającą gwiazdę.
                                      5. Zobaczyć wodospad Niagara.
                                      6. Odwiedzić Londyn.
                                   

Uśmiechnął się.
Wiedział, że nie powinien tego czytać, jednak teraz, gdy już to zrobił, nie miał tego sobie za złe. Pamiętał jak on sam robił taką listę marzeń, która poniekąd trochę go mobilizowała. Jednym z nich było zajęcie jednego z trzech miejsc w x-Factorze. To jak i kilka innych się spełniło.
 Szatyn spojrzał na Ivy i upewniając się, że nadal śpi, schował kartkę do kieszeni. Nie chciał, aby dowiedziała się, że ją ma.
 Siedząc na pufie i spoglądając na dziewczynę, uświadomił sobie coś ważnego. Zaczynał się w niej zakochiwać.

Ivy powoli otworzyła oczy. Nie spała od jakiś pięciu minut i jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że ktoś tu jest. Jednak teraz, nie zauważyła nic, co by wskazywało na czyjąść obecność w jej pokoju.
Powoli wstała i podreptała do lazienki, gdzie wykonała poranną toaletę. Jeżeli chodzi o ubrania to wybrała coś pierwszego lepszego, a mianowicie krótkie jeansowe spodenki i zwykły biały T-shirt. Włosy zostawiła w spokoju i pozwoliła im opadać na swoje ramiona. Następnie udała się do kuchni. Była pewna, że Anne już tam jest, bo kobieta miała się stawić w ich mieszkaniu o równo dziewiątej a było wpół do dziesiątej.
 Nie myliła się. Gdy tylko weszła do pomieszczenia, zauważyła ją i kogoś jeszcze, siedzącego do niej tyłem na krześle kuchennym. Harrego. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się do góry o milimetr.
 Gdy tylko Anne zauważyła, że Ivy stoi w progu, wstała, podeszła do niej i ją przytuliła.
  -Tak mi przykro, skarbie. - szepnęła w jej włosy.
  -Mi też. - mruknęła i mocniej wtuliła się w kobietę. To nic, że ostatnio dowiedziała się o niej różnych rzeczy od Harrego. Teraz ją to nie obchodziło. Najbardziej na świecie pragnęła zwykłego ludzkiego uścisku.
 Gdy Anne uwolniła ją ze swoich objęć, szatynka spojrzała na Harrego.
  -Hej.
Z prędkością światła Styles znalazł się przy niej.
  -Jak się czujesz?
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
 Harry nie zastanawiając się długo, przytulił ją.
  -Nie płacz. - szepnął, gdy zaczęła szlochać i jeszcze bardziej zacisnął uścisk.

Anne spoglądała na swojego syna i Ivy, uśmiechająć się delikatnie. Nie wiedziała, że Harry jest zdolny do jakiegokolwiek współczucia, a bynajmniej nie w stosunku do szatynki, której przecież jeszcze niedawno tak bardzo nienawidził. Widocznie coś się zmieniło. Zmienił się on. I to tylko dzięki Ivy! Anne nie wiedziała, co ona zrobiła, ale skoro podziałało, była jej za to dozgonnie wdzięczna.
Szatynka zaszlochała głośniej, a Harry pogładził ją po plecach.
 Po chwili jednak odsunęła się od chłopaka i spojrzała na Anne i Loczka.
  -Nie macie nic przeciwko, że pójdę się położyć?
  -Nie, skarbie. Idź. - powiedziała z troską pani Styles
Ivy skinęła głową i obracając się na pięcie, ruszyla schodami na górę.
 Harry westchnął i usiadł na krześle. Twarz schował w rękach.
  -Nie chcę, żeby cierpiała. - mruknął niewyraźnie.
  -Wiem.. ja też nie. - odparła cicho Anne i zajęła miejsce naprzeciwko chłopaka. - Mogę cię o coś zapytać?
Szatyn spojrzał na nią, co w jego wydaniu miało oznaczać tak.
  -Widziałam ciebie i Ivy... jak ją przytulałeś... Harry, co ty do niej czujesz? - powiedziała prosto z mostu.
  -Ehm... lubię spędzać z nią czas. - mruknął zakłopotany. Nie lubił rozmawiać o swoich uczuciach do innych.
 Kobieta uniosła jedną brew, co zdenerwowało Stylesa.
  -A co niby według ciebie do niej czuję? - warknął.
  -Troszczysz się o nią...
  -No i?
  -No i to, że tak robią ludzie, jeśli im na kimś zależy.
Teraz to do niego dotarło. Nie mógł okłamać Anne, przecież nie była ślepa, wiedziała, jak traktował ją kiedyś, a jak zachowuje się w stosunku do niej teraz. Tylko... jakoś nie mógł się jej do tego przyznać, że tak, zależy mu na niej.
  -Sądzę, że po tej ciszy z twojej strony, mam rację. - powiedziała kobieta.
Dobra, co mu zależało. I tak przecież w końcu by się zorientowała.
  -Uhm... chyba tak. - mruknął cicho, uśmiechając się delikatnie do siebie.
  -W takim razie powiem ci coś... O ile w ogóle interesuje cię moja opinia. - dodała.
Szatyn spojrzał na swoją rodzicielkę.
  -Interesuje.
Zauważył błysk w oku kobiety i to jak za to jedno słowo, kąciki jej ust unoszą się delikatnie do góry. Tak, jakby odzyskała nadzieję.
 Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę, po raz pierwszy od kilku lat, rozmawiają ze sobą normalnie. Bez żadnych dogadywanek i zgryźliwych komentarzy. I, musiał przyznać to sam przed sobą, podobało mu się to. Podobało, że może porozmawiać z Anne, jak syn z matką. Był pewien, że kobiecie też nie było to obojętne. To właśnie tego dnia, chodź nie był jeszcze wtedy do końca tego świadomy, poprawiły się jego relacje z matką.
  -Uważam, że Ivy to wspaniała dziewczyna. - oparła Anne.
Przez chwilę Loczek w ogóle się nie odzywał. Jednak już sekundę później spojrzał na Anne z uśmiechem.
  -Wiem. Też tak uważam.


                                                                ~~***~~
Tak wiem, miałam dodać 10... Jednak brak dostępu oraz moja najukochańsza szkoła mi w tym przeszkadzają. Takiego tempa, jakiego teraz narzucili nauczyciele, to nie miałam chyba nigdy -,- Być może to za sprawą tych popapranych testów gimnazjalnych... sama już nie wiem..
Hmm.. dobra tym razem nie będę się rozpisywać, tak więc to już koniec mojego "wywodu" hahah xD
Paaa <333

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 12


Gdy Ivy się obudziła i spojrzała na zegarek, okazało się, że jest osiemnasta. Momentalnie przypomniało jej się, co się dziś wydarzyło... A może... to był tylko sen? Nie, na pewno nie. Utwierdzała ją w tym leżąca na podłodze kartka A4 zapisana przez Jamie.
 Niespodziewanie z oczu szatynki popłynęły łzy. Przetarła je wierzchem dłoni, starając się o tym wszystkim nie myśleć, jednak nie mogła. Postanowiła, że posłucha muzyki. Łudziła się, że może to odciągnie ją od tego wszystkiego. Pospiesznie odszukała słuchawek i włączyła ulubioną piosenkę. Jednak nic z tego. Za nic w świecie nie mogła się skupić na muzyce. Jej myśli cały czas krążyły wokół dzisiejszego dnia. Ponad to szybki rytm piosenki sprawiał, że Ivy miała wyrzuty sumienia, słuchając jej. No bo jak mogła słuchać wesołej muzyki wtedy, kiedy jej matka... umarła? Zła na siebie, pospiesznie zdjęła słuchawki i cisnęła je gdzieś w kąt. Nie interesowało ją to, czy się popsują. Szczerze mówiąc miała to w nosie.
 Położyła się na łóżku na wznak i zaczęła wpatrywać się w sufit. Niespostrzeżenie do jej głowy zaczęło napływać tysiąc myśli na minutę, a jedną z nich byla taka, że... John... on o wszystkim wiedział! No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że przyniósł jej list, który wcześniej napisała jej matka?! I nic jej nie powiedział?! Co, może nie sądził, że to istotne?! To wszystko sprawiło, że Ivy poczuła się zła. Zła? Co ona gada?! Była wściekła! Wściekła na Johna, że nie raczył ją poinformować o tym, że jej matka umiera.
 Postanowiła to wszystko wyjaśnić.
Z szybkością błyskawicy wstała i wybiegła z pokoju. Cały ten smutek, który do tej pory czuła, ustąpił goryczy w stosunku do swojego wujka.
  -John? - krzyknęła.
  -Tu jestem! - usłyszała i zorientowała się, że jest w pokoju obok. Nie zastanawiając się ani chwili, weszła do pomieszczenia.
  -Cześć mała. Wstałaś? - zapytał cicho, a gdy ona nie odpowiedziała, zmarszczył brwi. - coś nie tak?
  -Tak! I to bardzo nie tak! - wykrzyczała. Zdezorientowanie na twarzy Johna jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. - Ty wszystkim wiedziałeś! Wiedziałeś o tym, że moja mama umrze! Wiedziałeś i... nie powiedziałeś mi! - Ivy była już bliska płaczu. Była świadoma tego, że już długo nie wytrzyma i się rozpłacze. Jednak teraz miała to w nosie.
  -Chodź, usiądź. - powiedział spokojnie John, a ona pomimo tego, że był na niego wściekła, wykonała polecenie. - Czy Jamie napisała ci w liście, dlaczego przekonała cię do wyjazdu tutaj? - zapytał.
  -Tak... Napisała, że nie chciała, abym patrzyła jak umiera. - mruknęła i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. John otarł ją pospiesznie koniuszkiem palca.
  -No właśnie. A wcześniej poprosiła mnie, abym ci to zaproponował. Ale... - zastanowił się, jakby nie wiedział, czy ma to powiedzieć. W końcu jednak stwierdził, że już czas. Za długo czekał. - był jeszcze jeden argument który mówił jej, że masz tu przyjechać. Widzisz Ivy... kiedyś byłem z twoją matką...
  -Przecież jesteś bratem mojego taty! Jak mogłeś jej coś takiego zrobić! - wykrzyknęła ze złością.
  -Ivy to nie tak. - powiedział spokojnie.
  -To jak?! Hm? No dalej, czekam na wyjaśnienia. - skrzyżowała ręce na piersi.
  -Nie jestem bratem twojego taty... - odparł, a kiedy spojrzała na niego zdezorientowana, kontynuował. - Kiedyś, zanim jeszcze ty się urodziłaś, byłem z twoja matką. Bardzo się kochaliśmy i w ogóle, jednak po dwóch latach zerwaliśmy kontakt, bo przestaliśmy się dogadywać. W czasie, kiedy ja wyjechałem do Londynu, twoja mama znalazła sobie nowego faceta i po pół roku urodziła ciebie. Jednak po półtora roku, u Matta wykryto raka. Lekarze dawali mu pół roku i nie pomylili się. Facet zmarł po sześciu miesiącach, zostawiając Jamie samą z dwuletnim dzieckiem na utrzymaniu. Wszystko jakoś się toczyło przez kolejne dwa lata. Jednak potem twoja mama stwierdziła, że już nie daje rady, że brakuje wam znacznej sumy pieniędzy, żeby jakoś wyżyć. I właśnie wtedy postanowiła odszukać mnie. Nie było trudno, więc już tydzień później zapukała do moich drzwi. Byłem bardzo zszokowany, jednak wpuściłem ją do środka. Wytłumaczyła mi wszystko i poprosiła o pieniądze. Nie widząc przeszkód, dałem jej pięć tysięcy funtów, bo akurat tyle miałem. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę. Kiedy już miała wychodzić, spojrzała mi w oczy i powiedziała jedno zdanie. "Mam z tobą dziecko". Wytrąciło mnie to z równowagi, nie wiedziałem co powiedzieć. W końcu jednak zdobyłem się na zdawkowe "C-co?". Opowiedziała mi wszystko. Gdy jeszcze byliśmy razem zaszła ze mną w ciąże. Kiedy postanowiliśmy się rozejść nie była jeszcze pewna, czy to prawda dlatego nic mi nie mówiła. Nie chciała, abym pomyślał, że tym właśnie próbuje mnie zatrzymać. Gdy ja już byłem od tygodnia w Londynie, ona poszła na badania, które ostatecznie zdecydowały, że jest w ciąży. W ciąży ze mną. Chciała do mnie zadzwonić, jednak nie miała odwagi. Po kolejnym tygodniu w jej życiu pojawił się Matt. Zakochała się w nim na zabój. Z racji tego, że ciąży nie było jeszcze wtedy widać, postanowiła, że gdy tylko pojawi się brzuszek, powie mu że jest w ciąży z nim. Tak było dla niej łatwiej. I udało się. Urodziła ciebie, a on nie zorientował się, że on nie może być ojcem dziecka. W pewnym momencie chciała mu już o tym wszystkim powiedzieć, jednak jak się okazało, u Matta wykryto raka. Stwierdziła, ze oszczędzi mu przykrości i zatai przed nim ten fakt. Po pół roku zmarł, a ona została sama. Sama z tobą, moją córką. I poniekąd dlatego cię tu wysłała. Po pierwsze wiedziała o swoim raku, a po drugie chciała, żebyś poznała swojego prawdziwego ojca. - zakończył swój długi monolog i spojrzał swojej córce głęboko w oczy.
 Ivy nie wierzyła. Nie wierzyła własnym uszom! Czy to... czy to prawda? Czy jej matka okłamała swojego męża, mówiąc mu, że ona jest jego dzieckiem?! To, co powiedział John, całkowicie wytrąciło ją z równowagi. Postanowiła jednak wziąć kilka głębszych oddechów i zadać parę istotnych pytań.
  -Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytała z żalem. - Przecież jestem tutaj prawie trzy tygodnie!
Mężczyzna westchnął głośno.
  -Sam nie wiem, Iv. Może bałem się twojego odrzucenia?
  -Albo chociaż dlaczego nas nie odwiedzałeś? Mam osiemnaście lat i widzę cię po raz pierwszy.
  -Chciałem, tylko...
  -Tylko co? - zapytała.
  -Jamie mi powiedziała, żebym nie mieszał się do tego. Że już utworzyła sobie plan wydarzeń i nie chciała, abym go zaburzył.
  -C-co...?  - wyjąkała.
  -Proszę, nie miej jej tego za złe. - powiedział John. - chciała twojego dobra.
  -Mojego dobra? Mojego dobra? Gdyby chciała mojego dobra, pozwoliłaby mi cię widywać! A tak musiałam wychowywać się bez ojca! Rozumiesz jakie to było dla mnie ciężkie?! Gdyby mój tata faktycznie zmarł, byłoby inaczej! Pogodziłabym się z tym! A tak teraz mam świadomość, że mogłeś uczestniczyć w moim życiu, ale moja mama się na to nie zgodziła! - powiedziała z goryczą.
  -Wiem, Ivy. - odparł, przytulając ją do siebie, czego ona nie odtrąciła. - Jednak musisz wiedzieć, że Jamie najbardziej na świecie zależało właśnie na twoim szczęściu.
  -Może. - mruknęła. - jednak... cieszę się, że cię mam, tato. Kocham cię. - szepnęła i jeszcze bardziej wtuliła się w pierś mężczyzny.
  -Też cię kocham, Ivy.
Pomimo tego, że wczoraj z tego świata odeszła najważniejsza kobieta w jego życiu, John czuł się szczęśliwy. Miał cudowną córkę, a w gdzieś w głębi siebie czuł, że Jamie, która być może teraz ich obserwowała, uśmiechała się promiennie.

                                                        ~~***~~
Tak, wiem. Rozdział krótki. Jednak taki miał być i nie zamierzałam tu nic więcej dodawać :P
 OMG! Bardzo, ale to baaaaaaardzo dziękuję Wam za 28 komentarzy pod ostatnią notką! Jesteście wspaniali!!! <33333
~Na koniec chciałabym jeszcze powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiały się rzadziej i nawet gdy napiszę, że nn będzie 10 września, a pojawi się 11 czy chociażby 12, to proszę nie miejcie mi tego za złe, bo właśnie zaczęła się szkoła i w tym roku już przymusowo muszę się skupić na nauce ;/
~Info o nn - ramka obok xD

Dobra, to by było na tyle ;D Paaa <333

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 11


  -Halo? - zapytał cicho.
  -Czy dodzwoniłem się do pana Johna Smitha?
 -Tak, to ja. - zapewnił, wiedząc, co teraz usłyszy.
 -Widzi pan, pani Jamie Collins tydzień temu, kiedy została zabrana do szpitala, poprosiła nas, żeby do pana zatelefonować w razie jakiejkolwiek zmiany stanu jej zdrowia.
  -Tak? - John przełknął głośno ślinę, a jego serce momentalnie przyspieszyło. Wiedział, co usłyszy, jednak tak naprawdę wolałby tego uniknąć.
  -Pani Jamie... Zmarła wczoraj w nocy... Robiliśmy co w naszej mocy, żeby ją odratować, jednak... nie udało się. Bardzo nam przykro... - powiedział lekarz.
Oczy Johna zaszły łzami. Wiedział o chorobie Jamie, wiedział o jej pobycie w szpitalu, miał świadomość tego wszystkiego, co miało sie wydarzyć... Jednak dzisiaj, kiedy usłyszał z ust lekarza, że matka Ivy zmarła, ugięły się pod nim kolana. Piekło go w gardle, nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
  -Dziękuję za informację. - szepnął i już chciał się rozłączyć, kiedy lekarz się odezwał.
  -Prosiłbym o przyjechanie do szpitala w Southampton jak najszybciej.
  -Dobrze, będę jutro. - szepnął cicho John. - do widzenia. - mruknął, nadusił czerwoną słuchawkę i odłożył telefon na stole.
Tak naprawdę miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki, jednak wiedział, że musi być silny. Musi być silny dla Ivy, bo właśnie tego Jamie by chciała.
 Wiedział, co teraz musi zrobić, wiedział to już od dawna. Wziął głęboki oddech i powolnym krokiem ruszył na górę. Wszedł do swojego pokoju i otwierając nocną szafkę wyjął z niej białą kopertę. Spojrzał na nią i przypomniał sobie jak Jamie ze łzami w oczach dawała mu ją tydzień temu.
 Nie zastanawiając się długo, wyszedł z pomieszczenia z zamiarem udania się do pokoju Ivy. Jednak gdy stanął naprzeciwko drzwi, po prostu go sparaliżowało. Zastanawiał się, co je powie. Co, może tak prosto z mostu, że jej matka zmarła? Nie, oczywiście, że nie, to by mogło ją złamać i spowodować uraz, który ciągnąłby się za nią do końca życia. Tak więc, co mu pozostawało? Wiedział tylko tyle, że musi to powiedzieć bardzo delikatnie. A może... nic nie będzie mówił? Jamie powiedziała mu, że wyjaśniła wszystko w liście. Tylko... jak dużo wyjaśniła?
 Nie zastanawiając się długo, delikatnie zapukał w drzwi, a następnie nadusił na klamkę. Ivy siedziała na łóżku, oparta o jego ramę i czytała książkę. Była taka... spokojna... Na myśl jak zareaguje na to, czego za chwilę się dowie, Johnowi krajało się serce. Jednak musiał to zrobić i sam doskonale o tym wiedział.
Gdy szatynka zorientowała się, że mężczyzna stoi w progu, spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
  -Tak?
John przełknął ślinę, przeszedł parę metrów, usiadł na łóżku Ivy i podał jej białą kopertę.
  -Co to jest? - zapytała zaciekawiona.
  -To... list od twojej matki. - odparł cicho. - Kazała mi ci go przekazać.
Dziewczyna wzięła niepewnie kopertę i przyjrzała jej się. Nie wiedziała, o co może chodzić. Przecież Jamie nigdy, ale to nigdy nie pisała do niej listów. A teraz? I to jeszcze tydzień po jej ostatniej wizycie? To było co najmniej dziwne.
 Walcząc z ciekawością, szybko otwarła kopertę i wyjęła kartkę A4 zapisaną po obu stronach.
Już z początku rozpoznała pismo swojej matki.

Kochana córeczko,
sama nie wiem od czego zacząć. Więc może zacznę od tego, dlaczego piszę ten list. Wiesz dobrze, że w życiu każdego człowieka zdarzają się straszne rzeczy. Jeden złamie nogę, drugi rękę, a trzeci zachoruje na jakąś nieuleczalną chorobę. No właśnie... i w moim przypadku jest tak samo. Widzisz jakiś rok temu, gdy po wypadku samochodowym musiałam iść na obserwacje do szpitala, wykryto u mnie raka płuc. Złośliwego raka płuc, który był już w takim stadium, że lekarze z bezradności rozkładali ręce. Mówili, że nic już nie mogą zrobić, a ja nie miałam im tego za złe i proszę, abyś i ty nie miała, bo to nie była ich wina (chociaż pewnie teraz tak uważasz.)
 Teraz chciałabym Cię przeprosić za to, że nie powiedziałam Ci o tym wcześniej. Po prostu... nie wiedziałam jak się do tego zabrać... a może nie chciałam Cię krzywdzić? Sądzę, że raczej to drugie. Wiem, że pewnie teraz będziesz na mnie zła i że pewnie wolałabyś dowiedzieć się o chorobie ode mnie... Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam, za to wszystko.
Na koniec kwestia Johna. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego powiedziałam Ci, żebyś tam jechała pomimo tego, że wiedziałam o raku. Otóż dlatego, że nie chciałam, abyś na to wszystko patrzyła. Patrzyła na to, jak umieram... Gdy tylko wyjechałaś, zwolniłam się z pracy i poszłam do szpitala. Tak zalecił mi lekarz, twierdząc, że tak będzie lepiej, bo będą mnie mieli pod stałą kontrolą. Z tego odstępu czasowego domyślam się, że byli pewni, że nie zostało mi już zbyt dużo. Ja sama o tym wiedziałam.
Pamiętasz jak tydzień temu byłam u Was w odwiedziny? Pewnie potem zastanawiałaś się, dlaczego pojechałam tak szybko. Otóż dlatego, że nie mogłam znieść myśli, że już więcej Cię nie zobaczę, ani nie przytulę. Gdy wracałam samochodem do szpitala, nie mogłam sobie darować, ż tak niespodziewanie Cię zostawiam, że nie będę uczestniczyła w Twoim życiu, że nie będę z Tobą, kiedy będziesz brała ślub, ani po tym, kiedy urodzisz swoje pierwsze dziecko. Ale wiesz co sobie później pomyślałam? Że tak naprawdę będę z Tobą cały czas, spoglądając na Ciebie z góry i się uśmiechając. Ivy, kocham Cię ponad wszystko i jestem z Ciebie bardzo, ale to bardzo dumna. Proszę, nigdy o tym nie zapominaj, obiecujesz mi?
 Jeszcze raz, bardzo Cię przepraszam...
                                                                                                                Mama

Po przeczytaniu tego wszystkiego, Ivy zrobiło się słabo, a łzy które cały czas miała w oczach, teraz spływały swobodnie po jej policzkach.
  -Mama... ? - zapytała cicho, a John pokiwał głową. Wiedział o co chodzi i dziewczyna była mu wdzięczna za to, że nie kazał jej kończyć.
Teraz to już potok łez zalał jej twarz. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wypuściła list z ręki i automatycznie wtuliła się w pierś wujka.
Jej mama... nie żyje? Nie, to nie możliwe! Ten list musiał być jakimś żartem! Bo przecież to nie mogła być prawda! Po prostu nie mogła! Przecież jeszcze tydzień temu, rozmawiała ze swoją rodzicielką, wszystko było dobrze! A teraz? W przeciągu kilku minut dowiedziała się, że straciła osobę, którą kochała najbardziej na świecie!
 Dlaczego mama nie powiedziała jej wcześniej?! Nie musiała wyjeżdżać do Londynu, przecież mogłaby zostać w domu.! Wtedy spędziłaby z Jamie więcej czasu, a nie dowiedziałaby się wszystkiego w liście!
Zaszlochała głośno, a John mocniej przycisnął ją do swojej piersi.
Chciała przestać o tym wszystkim myśleć, jednak nie mogła! No bo, jak? Jak mogła przestać myśleć o śmierci własnej matki?!
Przymknęła oczy, nie chcąc, żeby jakakolwiek łza, wydostała się spod jej powieki. Nawet się nie zorientowała, kiedy zasnęła.

                                              *
Gdy tylko zorientował się, że Ivy śpi, wyszedł po cichu z jej pokoju, a następnie skierował się do salonu, gdzie usiadł na swoim ulubionym fotelu. W głowie miał totalny mętlik. Nie wiedział co zrobić. Czy powiedzieć dziewczynie, to co i tak musi w końcu powiedzieć? To jak narazie odpada, bo szatynka mogłaby go znienawidzić. Stwierdził, że jeszcze poczeka, z tydzień albo dwa.
 Jak narazie musiał się zająć czym innym. Jutro czekała go podróż do Southampton, a następnie musiał pozałatwiać sprawy związane z pogrzebem.
 Postanowił, że zadzwoni do Anne i powie jej o wszystkim. Poprosi ją też, aby najpierw przekazała Harremu wiadomość o tym, że Ivy nie przyjdzie, a także, żeby jutro przyszła tutaj i zajęła się dziewczyną, kiedy on będzie w Southhampton. Pomimo tego, że szatynka była już pełnoletnia, to i tak obawiał się, co może zroibć, kiedy będzie sama.
 Ruszył do kuchni i wziąłwszy telefon, wybrał numer Anne. Kobieta odebrała już po dwóch sygnałach.
  -O, cześć John! Właśnie miałam do ciebie dzwonić! Czy... - chciała zapytać, ale mężczyzna jej przerwał.
  -To już się stało. - powiedział.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
  -John... nawet nie wiesz jak mi przykro. - odparła z żalem w głosie, Anne.
 -Mnie też... Jednak nie dzwonie do ciebie z inną sprawą. Po pierwsze, to czy mogłabyś powiedzieć Harremu, że Ivy dziś do niego nie przyjdzie?
  -Przecież nie musiała przychodzić w weekendy.
  -Tak, wiem. Jednak dziś rano zadzwonił do niej i się umówili... To... mogłabyś? - zapytał.
  -Uhm... jasne.
  -I jeszcze jedno...
  -Tak?
  -Czy mogłabyś jutro z samego rana przyjechać do nas i mieć oko na nią? Ja jutro o dziewiątej jadę do szpitala w Southhampton i nie chcę, by była sama. - mruknął.
  -Pewnie, nie ma problemu. - powiedziała ciepło Anne.
  -Dziękuję... Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci za to wdzięczny...
  -Nie ma sprawy. I... John? Składam ci najszczersze kondolencje, Jamie była naprawdę cudowną kobietą.
  -Tak... była. - mruknął. - Muszę kończyć. - odparł, czując, że w jego oczach pojawiają się łzy.
  -Do zobaczenia jutro. - powiedziała i rozłączyła się.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, jednak już sekundę później odłożył telefon. Wrócił do salonu, usiadł w fotelu i wbił wzrok w przestrzeń. Nie był w stanie teraz o niczym myśleć. Był... złamany...

                                                            ~~***~~
No i jest kolejny ;D 
~Sama nie wiem, co tu napisać, wiec napiszę tylko jedno.
Bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam za te 29 komentarzy pod poprzednią notką <3333 Widząc liczbę 22 już miałam uśmiech na twarzy, a co dopiero 29! Wow... kochani, jesteście naprawdę wspaniali <3333 Dzięki Wam praktycznie całkowicie odrzuciłam wizję porzucenia tego bloga, bo wiem, że mam dla kogo pisać <33333 Jeszcze raz dziękuję <3
~Info o nn - ramka po boku ;D
 
To by było na tyle :D
Pa, kocham Was <3333

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 10


 Co zdziwiło Ivy najbardziej po powrocie od Harrego? To, że bez żadnej zapowiedzi w salonie siedziała jej mama, popijając z Johnem herbatę. Dziewczyna bez żadnego zastanowienia, rzuciła się na szyję swojej rodzicielce, która przytuliła ją bardzo mocno. Gdy już nacieszyły się swoją bliskością, Ivy spojrzała na mamę ze zdziwieniem.
  -Co ty tu robisz?
  -Co to już nie można odwiedzić swojej córki? – zapytała z uśmiechem.
  -Po półtora tygodniu? – szatynka uniosła jedną brew.
Jamie podniosła ręce na wysokość głowy.
  -Poddaję się, przyłapałaś mnie. – Ivy wyszczerzyła zęby. – firma wysłała mnie po jakieś tam zamówienie, a że pracownicy uwinęli się z tym wszystkim dość szybko, stwierdziłam, że skoro jestem w pobliżu, to wpadnę… I co, teraz mi wierzysz? – uśmiechnęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
  -Teraz tak. – odparła i usiadła na wolnym krześle.
  -Słyszałam, jaką fuchę dostałaś od Johna. – powiedziała kobieta. – Dobrze się w związku z tym zachowałaś.
Momentalnie przed oczami szatynki pojawił się Harry, który wykrzyczał jej to wszystko na temat Anne, a następnie przez jakieś trzy minuty siedział z głową ukrytą w rękach. Tak jakby go coś złamało od środka.
  -Ta.. – mruknęła tylko.
  -Nie jest dla ciebie najgorszy, prawda? – zapytał John.
  -Jest… jest okey.
  -No to się cieszę. – na twarzy mężczyzny pojawił się szczery uśmiech.
  -Wiecie, ja już muszę uciekać. Szef się będzie denerwował, dlaczego tak długo nie wracam. – westchnęła kobieta i przytuliła Ivy do piersi. – Pamiętaj, bez względu na wszystko, że bardzo, ale to bardzo cię kocham i jestem z ciebie naprawdę dumna. – szepnęła.
Dziewczynę bardzo zdziwiło to, że matka jej to mówi. No bo przecież tak mówią osoby, które… nie, to niemożliwe… Zganiła się w środku za to, jak mogła w ogóle o czymś takim pomyśleć.
 Gdy Jamie wychodziła z domu, Ivy albo się wydawało, albo kobieta miała łzy w oczach. To dlatego, że wyjeżdża? Przecież za niecałe dwa miesiące się znów zobaczą. A w dodatku mogą rozmawiać przez telefon… Szatynka nie wiedziała, o co chodzi, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, miała złe przeczucia.

 John wiedział, że niedługo to się wydarzy. Był tego pewny, tak samo, jak Jamie, która tu przyjechała. Na samo wyobrażenie sobie tego, miał łzy w oczach, nie wiedział co się stanie, kiedy nadejdzie na to czas… Czy sprosta zadaniu, które postawiła przed nim kobieta, czy stchórzy, pozostawiając wszystko takim, jakim jest teraz? Sam nie wiedział, pragnął tylko, aby znalazł w sobie na to wszystko wewnętrzną siłę, bo przecież gdy nadejdzie czas, to on będzie musiał być tym, w który będzie myślał racjonalnie, w tych przesiąkniętych smutkiem dniach.

  Kolejny tydzień minął bardzo szybko. Być może to dlatego, że gdy wstawała, od razu, nawet nie patrząc na godzinę, szła do Harrego. Ivy musiała przyznać, że naprawdę bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało, a nawet dość często zdarzało się, że zapominali o zegarze i zamiast o siedemnastej, dziewczyna wracała o dwudziestej. Niestety nie mogli nigdzie wychodzić, bo według oficjalnej wersji, chłopak był chory, jednak nie przeszkadzało im to, nie znali się zbyt długo, więc mieli masę tematów do omówienia.
 Przez ten tydzień każdego wieczoru dzwoniła do niej także Jamie. Wypytywała, jak jej minął dzień i jak starania z Harrym. Ivy bardzo dokładnie opisywała jej całą sytuację, którą kobieta słuchała z zainteresowaniem. Jednak gdy już coś odpowiadała, szatynka miała wrażenie, że jej matka ma problemy z mówieniem. Tak, jakby sprawiało jej to wysiłek. Jednak gdy o to pytała, Jamie mówiła że jest po prostu zmęczona, a Ivy jej wierzyła. Zwykle też pod koniec rozmowy mówiła jak bardzo ją kocha i że zadzwoni następnego dnia, co nie byłoby takie dziwnie, gdyby nie to, ze nigdy tak nie robiła.
 Przez ten tydzień dużo się zmieniło. Dziewczyna zauważyła, że Harry jest może trochę milszy dla swojej matki. Odpowiadał jej tonem bez emocji, jednak dzięki Bogu nie był już chamski. Ivy była z tych postępów zadowolona, jednak cały czas miała nadzieję, że w końcu Styles wybaczy Anne i stworzą kochającą się rodzinę.
 Dla niej samej chłopak też był znacznie koleżeński. Dużo rozmawiali, przeważnie o sytuacji z jego mamą, co w gruncie rzeczy jej nie przeszkadzało. Sądziła, że o czym kolwiek by nie rozmawiali, zawsze by się dogadywali. Ivy miała wrażenie, jakby znali się już od wieków.
 W końcu John pozwolił jej powiedzieć o tym wszystkim Amy. Jak na taką zwariowaną nastolatkę, zachowywała się dość spokojnie, gdy mówiła jej o Harrym. Obiecała też, że nikomu nie powie, a jeżeli nie dotrzymałaby tajemnicy w pokucie miała oddać Ivy swoją lustrzankę, którą kochała ponad życie, jednak szatynka była pewna, że sąsiadka potrafi dochowywać tajemnic, więc pewnie nie dojdzie do takiej sytuacji.

Ivy obudziła się z myślą, że dziś jest sobota. Nareszcie! Będzie mogła posiedzieć w ogródku i poczytać jakieś książki, które wzięła ze sobą do Londynu. Pomimo, ze była tak bardzo ucieszona tą perspektywą, nie potrafiła znaleźć w sobie dość siły, by się zebrać. Jednak już po chwili mozolnie zwlekła się z łóżka i powolnym krokiem ruszyła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy, a następnie poszła do pokoju po jakieś ubrania. Sama nie wiedziała, co wybrać. Z niewiadomo jakich przyczyn, w całej Anglii było naprawdę upalnie. Właśnie! W Anglii! W kraju, który jest znany z całej masy opadów i niezbyt wysokiej temperatury!
  -Nie mam się w co ubrać. – powiedziała bezradnie, grzebiąc w szafie.
Jednak po głębszych przeszukiwaniach, wyciągnęła krótkie jeansowe spodenki i zwykły biały T-shirt z nadrukiem. Ubrała się szybko w przygotowane przez siebie rzeczy i łapiąc leżącą na półce gumkę, związała włosy w luźny kucyk, wychodząc z założenia, że tak będzie jej po prostu chłodniej.
Następnie udała się do kuchni. Jak się John pewnie jeszcze spał, bo gdyby tak nie było, przygotowane śniadanie leżałoby już na stole. Ivy postanowiła dzisiaj zamienić role i to ona zrobi posiłek.
 Tylko… co? Może…Sałatka! Tak, sałatka jest idealna na takie upalne dni.
Wzięła z lodówki wszystkie potrzebne składniki i zaczęła je kroić. Oczywiście nie obyło się bez przeciętego palca. Pospiesznie opłukała malutkie zranienie i wróciła do przygotowywania śniadania. Wrzuciła warzywa do dwóch misek i polała oliwą z oliwek. No, to skończone. Można jeść.
 Postawiła posiłek na stole kuchennym i zaczęła go konsumować. Chwilę później do pomieszczenia wszedł John. Widząc, co je Ivy, zatrzymał się gwałtownie.
  -Sałatka? Wiesz dobrze, że nie lubię zieleniny. – skrzywił się.
Szatynka zmroziła go wzrokiem.
  -Jak chcesz, to możesz sobie zrobić coś innego.
  -Zielenina jak najbardziej może być! – zapewnił z powagą, na co dziewczyna się zaśmiała.
Mężczyzna usiadł obok niej i zaczął zajadać się sałatką.
  -To co dziś zamierzasz robić? – zapytał John.
Ivy wzruszyła ramionami.
  -Tak naprawdę to nie mam żadnych planów. Pewnie poczytam książki w ogródku, to wszystko. – wyjaśniła i zabrała się za kończenie śniadania.
Nagle po domu rozniósł się dźwięk telefonu Ivy. Szatynka wzięła go do ręki i spojrzała na wyświetlacz, na którym widniał napis Harry. Pospiesznie nadusiła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
  -Słucham?
  -Cześć, mam pytanie, nie chciałabyś dzisiaj do mnie wpaść? Potwornie mi się nudzi, a nie mogę wychodzić z domu. – mruknął. – No wiesz, reporterzy pewnie by mnie dopadli i już nie dali by mi spokoju.
  -Ehm.. miałam trochę inne plany…
  -No zgódź się! Co ja tu będę sam robił?
  -Przecież jeszcze niedawno nie chciałeś, żebym w ogóle do ciebie przychodziła. – drażniła się z nim.
  -Tak, ale… to było dawno… - usłyszała skruchę w jego głosie. – To przyjdziesz?
  -Okey. – uśmiechnęła się, świadoma tego, że on i tak tego nie widzi. – To o której?
  -Jeżeli możesz teraz, to przyjdź teraz. – powiedział.
  -Teraz to może nie, ale… będę tak za… Hmm.. godzinkę?
  -Nie ma sprawy. – odparł. – To do zobaczenia.
  -Jasne.
Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.
  -Czyli jednak masz na dzisiaj jakieś plany. – John się uśmiechnął.
  -Tak, chyba tak. – odparła i zaniosła miskę po sałatce do zlewu. Następnie zabrała się za jej mycie.
  -Powiedz mi, ale tak szczerze, dogadujecie się? – zapytał mężczyzna.
Oj, i to bardzo! – pomyślała brązowowłosa. Jednak postanowiła powiedzieć coś innego.
  -Tak,  jakoś dajemy radę. A co?
  -Nic, nic tak tylko… a jaki jest dla Anne?
Dziewczyna zastanowiła się na chwilę, próbując przypomnieć sobie, jak traktował kobietę.
  -Jakoś nie pali się do rozmowy z nią, jednak gdy się go o coś pyta, normalnie jej odpowiada. No wiesz, neutralnym tonem. – wyjaśniła, a mężczyzna pokiwał głową. – Ja pójdę na górę. Chciałabym jeszcze przed wyjściem przeczytać parę stron. – powiedziała i już po chwili zniknęła z kuchni.

  John postanowił, że za chwilę również będzie się zbierał. Miał na jedenastą do pracy, a była już dziesiąta dwadzieścia. Był w stu procentach pewien, że Londyn będzie strasznie zatłoczony, więc przejazd do zakładu na pewno nie zajmie mu piętnastu minut. Już chciał wstać, kiedy nagle zadzwonił jego telefon. Wyjął aparat z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Jego oczom ukazał się rząd nieznanych cyferek. Doskonale wiedział, kto to. Wiedział, również, co usłyszy. Przygotowywał się na to już od dawna, jednak teraz kiedy miał odebrać, zabrakło mu odwagi. Jeszcze przez chwilę przyglądał się wyświetlaczowi, jakby to miało coś zmienić, jednak nie mogło, a on doskonale o tym wiedział. W końcu przemógł się i nadusił zieloną słuchawkę, gotów na to wszystko, co teraz usłyszy.

                                                            ~~***~~
Tak wiem, miałam dodać wczoraj, jednak gdy już się miałam za to zabrać, przyszła burza i wyłączyli mi internet :< Tak więc nie miałam innego wyjścia jak dodanie tej notki dzisiaj ;p Mam nadzieję, że mi wybaczycie <3
 Macie tak czasami, że nie macie na nic siły, żadnego zapału, nie cieszycie się z niczego? Tak? To właśnie ja mam tak teraz. Zupełnie opuściła mnie chęć pisania tego bloga, nie tylko z wyżej wymienionych powodów, ale również z tego, że uświadomiłam sobie, że to, co to piszę... nie ma zbytniego sensu.. Nie ma w nim tego czegoś, a właśnie tym powinna charakteryzować się historia... Tylko znowu, gdy chcę porzucić pisanie tego bloga, czytam Wasze komentarze i na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Bo podoba się Wam to, co piszę, co naprawdę podnosi mnie na duchu... Dziękuję Wam za te wszystkie miłe słowa, jesteście wspaniali <333333
Tak więc sama nie wiem, co mam robić...

-Co do kwestii nowego rozdziału, to nie mam wyznacznika komentarzy, nie chcę Was do niczego zmuszać, jednak muszę powiedzieć, że komentarze strasznie dużo znaczą dla osoby piszącej, bo wtedy wie, czy to co pisze ma sens.. Jeżeli chcecie przeczytać, kiedy będzie następny rozdział oraz co w nim będzie, spójrzcie na ramkę obok..

No, to na tyle.. Do zobaczenia pod następną notką! <3 (mam nadzieję)